Mistrz olimpijski i mistrz świata historyczny rezultat poprawił podczas Simplot Games w Pocatello o centymetr, czyli tak, jak zwykli to robić giganci skoku o tyczce: Siergiej Bubka czy Armand Duplantis. Oni sami ustawiają jednak poprzeczkę, Crouser po prostu pcha. Amerykanin osiągnął w swojej specjalności taki poziom, że dziś każdy konkurs z jego udziałem jest zagrożeniem dla rekordu świata.

Trwa epoka Crousera, wcześniej przez 32 lata najlepszy wynik na świecie miał jego rodak Randy Barnes. Jego rezultat wielu uważało za niemożliwy do pobicia, bo został osiągnięty w czasach wielkiego koksu, gdy kontrole antydopingowe nie były zbyt rygorystyczne. Sam Barnes na niedozwolonym wspomaganiu wpadał dwukrotnie, ale rekord dzierżył przez ponad trzy dekady.

Crouser dojrzewał do wielkiego sportu wpatrzony raczej w Ulfa Timmermanna, czyli koksiarza z NRD. Niemiec do perfekcji dopracował pchnięcia techniką klasyczną, z doślizgu. Dziś to Crouser wyznacza trendy. Pokazuje, jak można perfekcyjnie wykorzystać technikę obrotową. Płynie na czele nowej fali miotaczy, bo ponad 22,5-metrowe wyniki osiągali także Joe Kovacs, Tom Walsh i Darlan Romani.

Ma imponujące warunki fizyczne (2,01 m i 142 kg), wykorzystuje je w sposób nadzwyczajny. Pracuje jak wół, ale szuka też innowacji - niedawno opowiadał o pomysłach na modyfikację dotychczasowej techniki pchnięcia. Rekord świata pobił jeszcze w starym stylu, który jest dziś punktem odniesienia dla wszystkich kulomiotów. Ma 30 lat, ale chyba sam nie wie, gdzie są w sporcie jego granice.