Na podium niedzielnego maratonu w Paryżu stanęło trzech Kenijczyków, także wśród kobiet najlepsza była biegaczka z tego kraju. Podobnie było w warszawskim półmaratonie – z Kenii pochodziło czworo najlepszych. Jednak podium maratonu podczas igrzysk w Rio de Janeiro może wyglądać zupełnie inaczej, jeśli afrykański kraj dostanie czerwoną kartkę za doping.
– Wykluczenie Kenii byłoby całkowicie uzasadnione – mówi „Rz" Henryk Szost, mistrz Polski w maratonie. – W ostatnich latach zawieszono około 40 kenijskich biegaczy – nie wiem, czy jest inne państwo w podobnej sytuacji. Oczywiście, oni mają predyspozycje do biegania, żyją na dużych wysokościach, więc mają świetne parametry krwi – podczas zawodów na poziomie morza ich organizmy pracują o wiele łatwiej. Ale jeżeli kraj staje się nagle producentem rekordzistów świata, to mamy do czynienia z fermą biegaczy.
Wczoraj upłynął drugi już termin ultimatum postawionego przez Światową Agencję Antydopingową (WADA) kenijskim ustawodawcom. Mimo wcześniejszych zapowiedzi wygląda na to, że nowe prawo antydopingowe nie zostanie uchwalone na czas.
Pod koniec marca kenijski parlament zapoznał się z projektem ustawy nakładającej m.in. kary finansowe lub więzienia na złapanych na dopingu i powołującej do życia Kenijską Agencję Antydopingową. Ogłoszono jednak przerwę w obradach i posłowie wrócą do pracy 6 kwietnia.
Prezes Kenijskiego Komitetu Olimpijskiego Kipchoge Keino (dwukrotny mistrz olimpijski na średnich dystansach z Meksyku 1968 i Monachium 1972) wyraził rozczarowanie postawą władz i nadzieję, że WADA ponownie wydłuży termin wdrożenia nowych przepisów. Byłoby to kolejne odroczenie, gdyż pierwszy termin upłynął 14 lutego.