Katarzyna Zdziebło: Medal leczący kompleksy

Z Katarzyną Zdziebło, wicemistrzynią świata w chodzie na 20 km rozmawia Kamil Kołsut.

Publikacja: 17.07.2022 10:15

Katarzyna Zdziebło: Medal leczący kompleksy

Foto: AFP

Korespondencja z Eugene

Dlaczego chód to poważny sport?

Nie poważają go ludzie, którzy widzą jedynie sportowców, którzy dziwnie się poruszają. Mówimy tymczasem o konkurencji technicznej, której towarzyszą dwie kluczowe zasady: noga atakująca musi być wyprostowana w kolanie, a jedna stopa zawsze mieć kontakt z podłożem. To wymusza specyficzny ruch bioder, wpływa on na styl chodzenia. Uprawiamy dyscyplinę, która wciąż jest w Polsce egzotyczna, choć rok temu przypomniał o niej Dawid Tomala. Mam nadzieję, że ja teraz też w tej popularyzacji pomogę.

Decyzje sędziów w chodzie budzą kontrowersje?

Wizualna ocena zawsze ma element subiektywny. Ludzkie oko wszystkiego nie dostrzeże. Nie ma chipów mierzących czas kontaktu z podłożem, choć były takie pomysły. Zawsze na trasie stoi więc kilku sędziów, co ma wyeliminować błędy. Wydaje mi się, że trudno, aby wszyscy jednocześnie uparli się na jednego zawodnika. Warto w tym miejscu wyjaśnić, że pokazują oni kartki, będące ostrzeżeniami. Można ich uzbierać trzy, co oznacza karny postój w pit stopie.

Jest pani z wykształcenia lekarzem, sport długo łączył się z nauką…

Tata jest chirurgiem naczyniowym i ogólnym, a mama - lekarzem rodzinnym. Rodzice zawsze namawiali nas do nauki. Brat kończy stomatologię, a młodsza siostra jest na kierunku lekarskim i także uprawia chód. Ja brałam w gimnazjum udział we wszystkich konkursach: od biologii po historię. Sport zmuszał mnie do intensywnej nauki, nie miałam czasu wolnego. Nad edukacją czuwała babcia, rodzice rzadko bywali w domu. Mają angażujący zawód. Widzę, jak są tym pochłonięci, ale mają też w sobie pasję. Robią to, co lubią i mają satysfakcję, że mogą pomagać ludziom.

Rodzice zachęcali panią do sportu?

Raczej odwodzili mnie od tego pomysłu, odwodzą do tej pory. Ja jestem jednak konsekwentna i się nie daję. Oboje zawsze uważali sport za moje hobby. Szanowali je, ale nie spodziewali się, że będę w stanie połączyć studia z wysokim poziomem. Jeszcze w gimnazjum chodziłam na treningi dwa razy w tygodniu, sport był małą cząstką mojego życia. Udało mi się jednak pojechać na mistrzostwa świata juniorów młodszych, a później juniorów. Wsiąkałam w sport.

Medal w Eugene zmieni nastawienie rodziców?

Mama jest dziś trochę bardziej przekonana. Bardzo ucieszyła się moim sukcesem. Chyba zaakceptowała ścieżkę, którą idę, choć nie zmierzam obecnie w kierunku medycznym. Tata wciąż nie jest przekonany. Uważa, że podążam nienajlepszą drogą. Gratulacje jednak dostałam. Uważam, że wszystko ma swój czas i teraz najważniejszy dla mnie jest sport.

Dawid Tomala, aby mieć czas na spokojne przygotowania do igrzysk, musiał wcześniej pracować na budowie. Pani, dzięki wsparciu rodziców, tego problemu nie miała?

Myślę, że gdyby nie oni, to już bym nie trenowała. Jako juniorka młodsza doznałam kontuzji, mama jeździła ze mną pół godziny do Tarnobrzegu raz w tygodniu na rehabilitację. Pojawiały się też w mojej karierze inne problemy zdrowotne. Rodzice zawsze wykorzystywali wszystkie możliwości, żeby mi pomóc. Wiem, że chcą mojego szczęścia. Sukces na mistrzostwach świata dedykuję rodzinie - także młodszej siostrze, która kiedyś jeździła ze mną na wszystkie zawody. Bez nich na pewno by mnie tu nie było.

Mówiła pani, że jak dotąd medycyna była przyszłością, a sport - jedynie hobby. Medal to zmieni?

Zawsze byłam zakochana w sporcie. Daję sobie na niego pewien czas, dopóki będzie zdrowie. Tłumaczę rodzinie, że specjalizację mogę zrobić w każdym wieku i uprawiać zawód do końca życia. A w sporcie młodość ma się tylko jedną. Pewne rzeczy, których się nauczyłam - zwłaszcza dotyczące anatomii - bywają też przydatne. Wydaje mi się, że sport z medycyną mają sporo wspólnego - wykonuję trening, kontroluję parametry, widzę efekt. Piękny jest ten proces.

Skąd wzięła się u pani miłość akurat do chodu?

Początkowo nie była to miłość do chodu, tylko rozpoczęcie zajęć z lekkiej atletyki, ale Mielec - skąd pochodzę - zawsze miał tradycje chodziarskie. Pani trener, z którą pracowałam jeszcze do ubiegłego roku, była wuefistką w szkole. Robiła selekcję do chodu, trafiło na mnie. Miała dobrego nosa. Chyba zobaczyła, że jestem wytrzymała. Byłam też szczupła, drobna. Ja nie wierzyłam, ale pierwsze zwycięstwa mnie do tego przekonały.

Trening chodziarza boli?

Wszystko zależy od podejścia do konkretnej jednostki treningowej. Wiadomo, że nie będzie progresu bez wyjścia ze strefy komfortu. Można się przetrenować, robiąc 6 km dziennie na wysokiej intensywności, ale liczba kilometrów to nie wszystko. Trzeba znać siebie, obserwować. I prowadzić się tak, żeby osiągnąć sukces, a nie przetrenować i wywołać niepotrzebny ból. Poza tym ja się szybko w tym chodzie zakochałam. Był dla mnie tak naprawdę czasem wolnym, przerwą od nauki.

Złoty medal Tomali w Tokio was ośmielił, dodał odwagi, pomógł wyleczyć kompleksy?

Dawid startował tego samego dnia, co ja - tyle że rano. Ucieszyłam się jego sukcesem i jednocześnie myślałam: „Ale jak to? Mistrz olimpijski? On dokonał czegoś, o czym przecież - wydawałoby się - nie można nawet marzyć. Polak? Światowa czołówka? Niemożliwe”. A jednak pokazał, że się da. I skoro Dawidowi się udało, to uznałam, że ja też powalczę. Nie chcę się wypowiadać za polskich chodziarzy, ale mnie z kompleksów wyleczył. Jego wynik dał kopa i zmotywował do spełniania marzeń.

Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Lekkoatletyka
Armand Duplantis kontra Karsten Warholm. Pojedynek, jakiego nie było
Lekkoatletyka
„Biegowe 360 stopni” znów w Zakopanem. „Największa dawka wiedzy dla ludzi kochających bieganie”
Lekkoatletyka
15. Festiwal Biegowy. Trzy dni rywalizacji i dobrej zabawy
Lekkoatletyka
Ostatnia prosta medalistki. Natalia Kaczmarek sezon zakończy w Polsce
LEKKOATLETYKA
Najlepsza impreza na świecie odbyła się w Chorzowie. Gwizdali tylko na Andrzeja Dudę