Najszybszy człowiek świata jest, jak każe najnowsza tradycja, Jamajczykiem, ma niespełna 22 lata i piorunujący start jak na swój wzrost (mierzy 196 cm). Na 100 metrów zaczął się ścigać w mityngach dopiero w tym sezonie, do tej pory był znany jako specjalista od dwukrotnie dłuższego dystansu.
Na 200 m Bolt jest aktualnym wicemistrzem świata, a starty na setkę miały być dla niego tylko treningiem szybkości. Dotychczas uchodził za zbyt wysokiego na ten dystans, startował tylko w jamajskiej sztafecie 4 x 100 (też zdobył z nią wicemistrzostwo świata).
Decyzja trenera Glenna Millsa o zgłoszeniu Bolta do krótszego sprintu okazała się najważniejszą w jego karierze. Cztery tygodnie temu, w swoim trzecim starcie na 100 m, Usain ustanowił najlepszy tegoroczny wynik – 9,76. Do soboty był to drugi rezultat w tabeli wszech czasów. Teraz jest trzeci, bo w Nowym Jorku Bolt z pomocą wiatru wiejącego w plecy z dozwoloną siłą 1,7 m na sekundę zabrał Asafie Powellowi rekord świata.
Jak sam mówi, mimo świetnej formy żadnych rekordów nie planował, zresztą jego bieg podczas nowojorskiego mityngu Reeboka jest dowodem na to, że rekordowy wynik może wziąć się z zupełnego chaosu. Bieżnia na stadionie Icahn w Nowym Jorku była mokra po ulewie, start sprinterów opóźniony o godzinę z powodu przerwy na burzę z piorunami. Pierwsze podejście zakończyło się falstartem, na szczęście dla Bolta, któremu akurat wówczas nie udało się wyjście z bloków.
W powtórce Jamajczyk miał fantastyczny start, dużo lepszy niż biegnący obok niego mistrz świata na 100 i 200 m Tyson Gay. – Tyson jest zwykle rewelacyjny przy wyjściu z bloków, wiedziałem, że jeśli go wyprzedzę na pierwszych metrach, wygram – mówił Bolt.