Reklama
Rozwiń

Opuśćcie czerwone flagi

Wszystkie chińskie medale nagle straciły blask. Ukochany syn ludu i partii Liu Xiang nie dotarł nawet do pierwszego płotka eliminacji biegu na 110 metrów. Wycofał się z powodu kontuzji - pisze Paweł Wilkowicz z Pekinu

Aktualizacja: 19.08.2008 04:39 Publikacja: 18.08.2008 12:27

Liu Xiang opuszcza olimpijską bieżnię

Liu Xiang opuszcza olimpijską bieżnię

Foto: AFP

Tunel, którym mistrz olimpijski z Aten schodził z bieżni, był dziś rano jedynym miejscem w Chinach, w którym widać było Liu, a nie zebrał się tam tłum. Stało tylko kilka wolontariuszek i działacze. Na stadionie czekało na powrót Xianga 90 tysięcy widzów. W telewizji miał go oglądać miliard.

Kiedy rok temu władze zamówiły sondaż na temat: „Jakie jest twoje największe marzenie związane z igrzyskami?”, większość pytanych odpowiedziała: „Zobaczyć jak Liu zdobywa złoty medal”. Podczas eliminacji trybuny były pełne, przez korytarz w biurze prasowym trudno było się przecisnąć, bo stoi tam wielki ekran telewizyjny.

Kiedy stało się jasne, że mistrz nie wróci, stadion zamilkł. Niektórym chińskim dziennikarzom zaszkliły się oczy, a reporterka państwowej CCTV szlochała zdając relację spod Ptasiego Gniazda. Lekkoatletyka przestała być ważna, flagi zostały zwinięte, stadion opustoszał. W kwadrans po biegu dyskusja o Liu na internetowym portalu sina.com miała już 6 tysięcy wpisów. Nie wszystkie były miłe dla chłopaka z plakatów reklamowych. Potem analizowano sekunda po sekundzie, co stało się w eliminacyjnym wyścigu numer 6.

Starter strzelił raz, a później drugi, żeby ogłosić falstart. Sprinterzy zawrócili w stronę bloków. To był pierwszy falstart, więc nikt nie poniósł kary, ale Liu nie poszedł razem z innymi. Po przebiegnięciu kilku kroków stanął, zerwał z ud karteczki ze swoim numerem i pokuśtykał do szatni. Igrzyska skończone.

W normalnych okolicznościach pewnie w ogóle nie wyszedłby na bieżnię. Tutaj musiał, kibice by mu nie darowali. Kraj płaci za jego przygotowania, kraj wymaga. Na starcie był kłębkiem nerwów, podczas rozgrzewki wyhamował już po dwóch płotkach i wrócił na start trzymając się za nogę. Naciągnął sobie koszulkę treningową na głowę, zaczął zmieniać strój, gdy inni już byli gotowi. Masował nogę, robił dziwne miny, był kimś innym niż zwykle.

Od dawna miał problemy ze ścięgnem prawego uda, zmarnował przez nie prawie cały sezon. Wycofał się z tego powodu z majowego mityngu w Nowym Jorku, tydzień później w Eugene został wykluczony za falstart. Po biegu w Pekinie okazało się, że odnowiła się inna kontuzja: ścięgna Achillesa, w które wdało się zapalenie. To tylko jedna z wersji, było ich więcej. Wśród nich ta mówiąca, że problemem nie była noga, ale głowa. I miliard oczekiwań, które na nią spadło.

Liu nie przyszedł na konferencję prasową. Trener Sun Haiping, który dla chińskiego płotkarza jest tym kim Bob Bowman dla Michaela Phelpsa, pojawił się, ale powiedział niewiele, bo zanosił się płaczem. Jeszcze przed igrzyskami Sun usłyszał od jednego z ważnych sportowych działaczy, że poprzednie sukcesy Xianga nie będą miały żadnego znaczenia, jeśli nie postawią kropki w postaci złota w Pekinie. Te poprzednie sukcesy to potrójna korona lekkoatletyki: mistrzostwo olimpijskie 2004, rekord świata 2006 i mistrzostwo świata z roku 2007. Liu jest pierwszym Azjatą, który wygrał na igrzyskach bieg sprinterski i pierwszym chińskim złotym medalistą w męskiej lekkoatletyce.

Cztery lata temu w Atenach z dnia na dzień syn kierowcy ciężarówki z Szanghaju stał się bohaterem narodowym. Posypały się nagrody i umowy reklamowe, na zawodach w Chinach musiał mu towarzyszyć tłum ochroniarzy. Jego nogi są ubezpieczone na 13 mln dolarów, sponsorują je Visa, Coca-Cola, Cadillac. Kiedyś Liu reklamował też papierosy Baisha, ale to były czasy, gdy partyjni specjaliści od marketingu dopiero uczyli się metodą prób i błędów.

Liu jest członkiem partii komunistycznej, jego trener delegatem na zjazdy. W Chinach kandydatów jest więcej niż legitymacji partyjnych, trzeba przejść weryfikację, ale sportowcy nie mają z tym problemów. Zwłaszcza sportowcy, którzy w rankingach popularności ustępują tylko Yao Mingowi.

- Chcę, żeby to było jasne. Liu wycofuje się ze startów tylko wówczas, gdy ból jest nie do wytrzymania, tak jak tutaj - tłumaczył Feng Shuyong, szef wyszkolenia chińskiego związku. Konferencję prasową zwołano w pośpiechu, ale prezentowany na niej teledysk z chwytającym za serce podkładem muzycznym i montażem najbardziej pamiętnych biegów płotkarza był już gotowy.

Chińczyk w żadnym tegorocznym biegu nie zszedł poniżej 13 sekund. Nie ma go na liście dziesięciu najlepszych wyników w tym sezonie. W czerwcu stracił rekord świata, poprawił go Kubańczyk Dayron Robles. Miał sto powodów, żeby się bać. Terrence Trammel, inny z faworytów, wypadł już na drugim płotku eliminacji z kontuzją nogi, ale on przynajmniej spróbował. Pekińskie igrzyska bez Liu to jak Sydney bez Cathy Freeman i Zakopane bez Małysza. Można sprawdzić: finał w czwartek o 15.45 polskiego czasu.

Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku