Zanim zjazd porządnie się zaczął, już pachniało jego unieważnieniem. Grupa delegatów z Wrocławia zgłosiła problem formalny – wybrano ich wbrew statutowi w głosowaniu jawnym. Dyskusja zajęła tyle czasu, że trzeba było iść na obiad. Rozsądek i głód zwyciężyły, po głosowaniu, że zjazd jest ważny, nastąpiła konsumpcja, drugie podpisanie listy obecności i można było zaczynać.
Najpierw Irena Szewińska omówiła dorobek ostatniego czterolecia swych rządów. W słowach pani prezes migotały medale, mnożyły się punkty, trenerzy z zapałem trenowali, stadiony lekkoatletyczne rosły jak na drożdżach, młodzież z miast i wsi masowo pędziła po lekcjach na bieżnie, skocznie i rzutnie.
Zła była telewizja publiczna, bo nie pokazywała lekkiej atletyki wcale albo za późno. Zła była główna księgowa oraz była pani sekretarz generalna Jadwiga Ślawska-Szalewicz, która szastała pieniędzmi. Media utrudniły wyjście z sytuacji kryzysowej.
Ale związek wyszedł na prostą. Dług zmalał do marnych 300 tys. złotych. Było za co wszystkim dziękować, więc pani prezes podziękowała, z nazwiska także kandydatowi na następcę Wiesławowi Wilczyńskiemu za wsparcie memoriału Janusza Kusocińskiego. Odezwały się brawa.
Komisja rewizyjna radykalnie zmieniła blask medali w szarość problemów codziennych w latach 2005 – 2008: komisje mało pracowały, nikt nie wpadł na pomysł tworzenia co rok projektu budżetu, tylko budżet sam się tworzył, nadzór finansowy nie działał, sponsorów brakowało jak tlenu po biegu, o rzeczniku prasowym też zapomniano, a sprawozdania ze szkoleń miały luki, delikatnie mówiąc.