Polacy lubią biegać, lecz w tej pasji jest wciąż więcej zdrowego amatorstwa niż chęci osiągania szczytów wyczynu. Może to dobrze, bo wielkie maratony lubią się chwalić rekordami uczestnictwa, choć mają niekiedy ambicję wyznaczania wysokich progów sportowych. Jedno z drugim nie musi się kłócić, nawet jeśli podział widać od razu na starcie. Elita biegnie przodem.
35. PZU Maraton Warszawski, który za kilka dni zobaczy stolica, ma ten sam problem – być dużym biegiem masowym i mieć markę dobrego biegu dla profesjonalistów, ze sławami maratonu w pierwszej linii.
Kenia i Etiopia
Jeśli chodzi o markę sportową, największy polski maraton nie ma się czego wstydzić. Mocni biegacze z Afryki, którzy od lat dominują w przemyśle biegowym, odkryli już dawno zalety Warszawy i przyjeżdżają chętnie. Efekt widać w tabelach wyników: zwycięzca z 2011 roku, Kenijczyk John Sammy Kibet, uzyskał czas 2:08:17 godz. i jest to najlepszy męski wynik maratoński uzyskany w Polsce. Rekord kobiecy to 2:28:14 godz., należy także od 2011 roku do Tatiany Gamiery-Szmyrko z Ukrainy, ale ustanowiony został w Krakowie. W Warszawie najszybciej pobiegła Małgorzata Sobańska w 2008 roku – 2:31:20 godz. – i to ona pozostaje na razie najszybszą Polką w maratonie zorganizowanym w kraju.
Czy ktoś poprawi te wyniki? W tegorocznym maratonie w stolicy na starcie stanie m.in. Kenijczyk Felix Limo. Przed laty biegacz wybitny. W listopadzie 2001 roku w Nijmegen ustanowił rekord świata w biegu ulicznym na 15 km, pokonał wówczas samego Hajlego Gebrselassie.
Czas Limo (41:29) stał się inauguracyjnym standardem, odkąd Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) rozpoczęło ratyfikację rekordów w biegach ulicznych. Rekord Kenijczyka przetrwał do 2010 roku.