Przed mistrzostwami do kibiców docierały nie najlepsze wieści. Artur Kuciapski, wicemistrz Europy z Zurychu w biegu na 800 m, regeneruje się po grudniowej operacji i nie wystartuje. Tuż przed zawodami pojawiła się jeszcze gorsza wiadomość – choroba Adama Kszczota. Mistrz Europy i halowy wicemistrz świata z Sopotu nie zdążył wyleczyć infekcji i do Pragi nie pojechał.
Pod nieobecność Kszczota i Kuciapskiego honoru na 800 m musiał bronić Marcin Lewandowski. Z zadania wywiązał się perfekcyjnie.
Na początku finału Polak biegł w czołówce, ale nie prowadził. Tuż przed ostatnim okrążeniem był trzeci. Wtedy przyspieszył i bez większych problemów powiększał przewagę. Nikt nie mógł mu zagrozić. Mistrz Europy z Barcelony (2010) wygrał z czasem 1.46,67. Drugi był Irlandczyk Mark English (1.47,20), trzeci Holender Thijmen Kupers (1.47,25).
Blisko złota była także męska sztafeta 4x400 m. Polacy (Karol Zalewski, Rafał Omelko, Łukasz Krawczuk i Jakub Krzewina) prowadzili od startu. Wydawało się, że już nikt nie zabierze polskiej drużynie złota, ale na ostatniej prostej Belg Kevin Borlee wyprzedził Krzewinę. Polska (3.02,97) przegrała o 0,1 s.
O ile srebro męskiego zespołu to niedosyt, o tyle brąz sztafety kobiet (Joanna Linkiewicz, Małgorzata Hołub, Monika Szczęsna i Justyna Święty) jest miłą niespodzianką. Wszystko dzięki rewelacyjnej ostatniej zmianie Święty. Polki przegrały tylko z Francuzkami i Brytyjkami.