Być może była to najważniejsza decyzja 50. Kongresu IAAF w Pekinie. Wybór Coe oznacza, że nowy przewodniczący zostanie automatycznie członkiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, zyska władzę nad dyscypliną, która zrzesza 214 federacji krajowych (ma więcej członków niż FIFA lub ONZ). Oficjalnie obejmie urząd 31 sierpnia, dzień po zakończeniu mistrzostw świata w Pekinie. Kadencja trwa cztery lata.
Karta sportowa nowego przewodniczącego jest bez zarzutu. Podwójny mistrz olimpijski na 1500 m z Moskwy (1980) i Los Angeles (1984), srebrny medalista na 800 m w tych samych igrzyskach, mistrz Europy, były rekordzista świata na 800 m (pierwszy, który przebiegł ten dystans poniżej 1.42 min – 1.41,73, to dziś trzeci wynik w historii) i 1 milę, do dziś rekordzista Europy na 1000 m. Skończył biegać w 1990 roku.
Ma 58 lat. Już w 1982 roku otrzymał Order Imperium Brytyjskiego (OBE), dziś jest rycerzem tego orderu (KBE), w latach 1992-1996 zasiadał w Izbie Gmin z ramienia Partii Konserwatywnej. Sprawdził się jako szef komitetu organizacyjnego igrzysk olimpijskich i paraolimpijskich w Londynie. We władzach IAAF działał od 2003 roku, wiceprezydentem federacji był od 2007 roku.
Wybór na szefa IAAF postawił wyżej, niż zdobycie olimpijskiego złota i doprowadzenie Londynu do udanych igrzysk. – Myślę, że większość z nas uważa, iż najważniejszą chwilą życia są narodziny naszych dzieci, ale muszę dodać, że możliwość pracy nad przyszłością lekkiej atletyki jest dla mnie drugim z takich przełomowych momentów. Nie ma pracy, którą chciałbym bardziej wykonywać, ani większego zaangażowania – mówił chwilę po wyborze. To chyba prawda. Odrzucił m. in. propozycję zostania szefem BBC, nie wystartował w wyborach burmistrza Londynu – jako kandydat torysów.
Zadanie ma trudne – przywrócić publiczne zaufanie do swego sportu, potężnie nadszarpnięte przez lata afer dopingowych i korupcyjnych. W manifeście wyborczym obiecał więcej środków na walkę z dopingiem, współpracę z niezależnym ośrodkiem badań i kontroli dopingu, by uniknąć oskarżeń o konflikt interesów. Mówił, że poprawi kalendarz imprez, wspomoże promocję lekkiej atletyki i uczyni ją bardziej atrakcyjną dla młodych osób. Obiecał także po 200 000 dolarów na rozwój dla każdej federacji w każdym czteroletnim cyklu.