—korespondencja z Pekinu
Sobotni poranek w Pekinie – 22 stopnie w cieniu, potem temperatura szybko rosła. Maratończycy wystartowali o 7.35, ale wielu wczesna pobudka też nie pomogła – 42 dobiegło, 25 nie dobiegło.
Wygrał Ghirmay Ghebreslassie i od razu powiedzmy, że nastolatek (20 lat skończy w listopadzie), że zdobył pierwszy medal w kronikach dla Erytrei, kraju starszego od swego medalisty raptem o dwa lata. Czas młodego mistrza, jak na dzisiejsze wyśrubowane normy – na kolana nie powala (2:12.27).
Dziwny to był maraton – kenijscy rekordziści świata: obecny Dennis Kimetto i poprzedni Wilson Kipsang Kiprotich gdzieś się pochowali w środku stawki, a potem wycofali. Mistrz olimpijski z Ugandy Stephen Kiprotich był szósty, srebrny medalista MŚ z Moskwy Lelisa Desisa tuż za nim. Trudno rzec dlaczego nie walczyli, 60 tys. dolarów za sukces to przecież solidna premia.
Harcowali za to biegacze z drugiego, a może czwartego szeregu: Ser-Od Bat-Ochir z Mongolii, 41-letni Włoch Ruggero Pertile, jego kolega Daniele Meucci, którzy raz po raz obejmowali prowadzenie i po kolarsku mówiąc, niepokoili peleton. Zabawę skończył erytrejski młokos po 35 km, gdy objął prowadzenie i po krótkiej walce z Etiopczykiem Yemane Tsegayem, napisał złoty rozdział lekkoatletyki swego kraju.