Krzysztof Rawa z Pekinu
Polak w finale dostał szósty tor. Na piątym wielki David Rudisha, na czwartym Bośniak Amel Tuka, lider tabel światowych, tegoroczne odkrycie biegu na 800 m.
Wcześniejsza dyskusja z trenerem Zbigniewem Królem dała nam pogląd, jak będzie wyglądał finał. – W wersji szybkiej, będzie mistrzem. W wersji wolnej, będzie trudniej, zadecydują niuanse taktyki i trochę los – mówił trener.
Zaczęli wolno, Kszczot zamknięty w środku grupy, Tuka ostatni. Jak na normy biegów na 800 m łokcie biegaczy pracowały niewiele, ale Kszczot w widoczny sposób sposobił się, by ograć resztę. Pierwsza sprawa – biegł spokojnie przy metalowym krawężniku, druga, włączał spryt przy wyprzedzaniu, zawsze najkrótszą drogą. Innymi słowy, polski biegacz wykazywał mądrość w tłoku. Szło dobrze – na 300 m przed metą był trzeci, za chwilę drugi, ale Rudisha z przodu czujnie pilnował swej szansy. Kenijczyk skoczył długimi susami na początku ostatniej prostej, Adam za nim, lecz dogonić się nie dało. Radość ze srebra była jednak wielka. Tuka, trenujący od półtora roku we Włoszech, potwierdził, że jest szybki, zdobył brąz po mocnym finiszu, ale biegowej dojrzałości mu zabrakło.
Adam Kszczot medali ma już sporo, ale w mistrzostwach świata (nie w hali) ten jest pierwszy. Kiedy opowiadał o wrażeniach z finału, dość szybko przeszedł do przyszłości, do igrzysk. Chce się wierzyć, że olimpijski ciąg dalszy nastąpi. Dwa pozostałe finały z polskim udziałem aż takich wzruszeń nie dały. Na 400 m ppł., biegł młody, zdolny Patryk Dobek. Rekord życiowy z półfinału (48,40) coś obiecywał, ale finał okazał się trudniejszy, zostało 7. miejsce. Na 1500 m Andżelika Cichocka, wywalczyła 8. pozycję, jak to niekiedy mówią sportowcy, dobrą, bo stypendialną.