W internecie można znaleźć film, na którym 16-letnia wówczas Schippers opowiada, że w głowie ma tylko jedną datę: sierpień 2016, igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. Sportowe spełnienie przyszło jednak szybciej.
Wystarczył tydzień, by blondynka z Utrechtu dołączyła do największych gwiazd lekkiej atletyki i zyskała rzesze nowych kibiców. Biała dziewczyna rzucająca wyzwanie sprinterkom z Jamajki i USA – kochamy takie historie. Kiedy biegła po złoto na 200 m (21,63), pomagaliśmy jej nadrabiać stracone na starcie sekundy. Elaine Thompson długo wpatrywała się w tablicę wyników, nie wierząc, że przegrała o zaledwie 0,03 s.
Ale zdobyte kilka dni wcześniej srebro na połowę krótszym, królewskim dystansie 100 m też miało swoje znaczenie: po dziesięciu latach zawodniczka ze Starego Kontynentu stanęła wreszcie na podium mistrzostw świata. – Dałam znak, że nie jesteśmy bez szans – mówi 23-letnia Schippers.
W Europie konkurencji nie ma. Pokazały to już ostatnie mistrzostwa w Zurychu. Wygrała i na 100, i na 200 m. Została uznana za lekkoatletkę roku, pokonując Anitę Włodarczyk. I pomyśleć, że tych sukcesów by nie było, gdyby pozostała przy siedmioboju. Wybór był trudny, bo dwa lata temu z Moskwy przywiozła brąz MŚ. W Pekinie zamierzała wrócić do swojej koronnej konkurencji i jeszcze się poprawić, ale zmianę planów wymusiły kontuzje.
– Zawsze miałam problemy z kolanami, nie chciałam już walczyć ze swoim ciałem, nie dawałam rady. Bóle były straszne, ustawały tylko w trakcie biegania. Uznaliśmy więc z trenerem, że pora skupić się na sprintach – tłumaczy. – Czasem tęsknię za siedmiobojem, ale życie sprinterki jest przyjemne. Jestem bardziej zrelaksowana, nie muszę rozkładać sił na poszczególne konkurencje.