O wspomnieniach z Japonii
- Ostatnie dwa tygodnie przed mistrzostwami świata spędziłam w miasteczku olimpijskim. Dzięki sponsorowi miałam zapewnione wszystko, ludzie wozili mnie na treningi. Trenowałam sama. Czułam się świetnie. Wierzyłam, że jestem przygotowana i zdobędę medal. Byłam tak skoncentrowana na biegu, że zapomniałam zabrać buty z hotelu. Na pięć minut przed startem miałam na nogach obuwie treningowe. Na szczęście ktoś z ekipy był jeszcze w hotelu i zdążył je przywieźć w ostatniej chwili, gdy wołali nas już na start.
O dniu, w którym zdobyła mistrzostwo świata
- Nigdy go nie zapomnę. Pierwsze 20 km rywalizacji było bardzo wolne. Kamila Gradus uderzyła mnie niechcący w łydkę. To mnie zmusiło do szybszego biegu. Zrobiłam mocniej dwa kilometry. Z trasy zeszła Portugalka Rosa Mota, zostało nas sześć w czołówce. Czekałam, jak zareagują przeciwniczki. Na ostatnich trzech kilometrach ruszyłam bardzo szybko, zgubiłam je i było złoto.
O braku medalu olimpijskiego
- Po mistrzostwach w Tokio posłuchałam trenera, który powiedział, że gdybym zmieniła plany treningowe, to byłabym jeszcze mocniejsza. Niestety, odniosłam kontuzję i marzenia o medalu prysły.
O szukaniu talentów
- Mamy zdolnych zawodników, ale problemem jest konserwatywne podejście do treningu. Nabijanie kilometrów nie ma sensu. Polacy trenują dużo, a potem brakuje im mocy. Są zmęczeni już przed startem, kiedy powinna rozpierać ich energia. Nie można bać się zmian. Pracuję teraz w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie amatorzy biegają maraton poniżej trzech godzin. Prowadzę dziewczynę, która w Krynicy pokonała 10 km w 37 minut. Ma 20 lat i jeśli będzie mnie słuchać, jest szansa na sukces.