Festiwal wykreował w tym roku nowych bohaterów. Radosława Ślaskiego i Krzysztofa Lisaka, czyli ludzi z żelaza, Krystynę Macioszek – jedyną kobietę, która ukończyła cykl Iron Run po raz drugi, Dominikę Stelmach – mistrzynię liczącego 100 km Biegu 7 Dolin, wreszcie Rafała Czarneckiego, który rzucił wyzwanie zawodnikom z Afryki i w siedmioletniej historii biegowego święta w Krynicy został dopiero drugim polskim zwycięzcą maratonu.
– Dwa lata temu zająłem drugie miejsce, rok temu byłem daleko, aż w końcu się udało – cieszył się Czarnecki. – Wiedziałem, że będzie ciężko, bo w sobotę Joel Maina Mwangi wyprzedził na 10 km Artura Kozłowskiego i Szymona Kulkę. Myślałem: jeśli oni nie dali rady, to czemu ja miałbym dać...
Sukces pana Rafała jest najlepszym dowodem na to, że ze stawiającymi się co roku w Krynicy Kenijczykami da się nawiązać równą walkę. Nawet jeśli w pozostałych flagowych biegach (Życiowa Dziesiątka, 15 km, półmaraton) znów zgarnęli medale z najcenniejszego kruszcu.
Trudno rozstrzygnąć, kto w miniony weekend był bardziej fetowany: Czarnecki, finaliści Iron Run, cyklu wydłużonego w tym roku z ośmiu do dziewięciu etapów, czy Marcin Świerc, który trzeci raz z rzędu nie miał sobie równych w ultramaratonie. – Co zrobić, żeby wygrać? Mieć średnią 5.21 na kilometr – radził mistrz. Rywale z uznaniem mówili, że pan Marcin to ekstraklasa, a przybiec za nim, to jak sięgnąć po medal na igrzyskach.
Dla tych, którzy chcieli spróbować swoich sił w Biegu 7 Dolin (100, 64 lub 34 km), ale obawiali się, że nie wytrzymają trudów żadnego z tych dystansów dołączono 17-kilometrowy Runek Run. Organizatorzy twierdzą, że ta konkurencja ma szansę stać się nowym hitem. Pierwszymi zwycięzcami zostali Marcin Karaś i pochodząca z Krynicy Natalia Tomasiak.