Historie mają bardzo podobne. Rodzice Wojciechowskiego i Cela wyjechali na Zachód, szukając lepszej przyszłości. U tego pierwszego koszykówka była obecna od najmłodszych lat, bo zawodniczką była jego mama, która dostała propozycję gry w Calais.
Cel bez akcentu
Obaj są pierwszym pokoleniem polskich imigrantów urodzonym i wychowanym we Francji. Cel dorastał w Orleanie, Wojciechowski w Lille. Obaj płynnie mówią po polsku, nie zacinają się. Nie musieli szukać starych dokumentów czy jeździć do konsulatu wyrabiać nowych, polski paszport przysługiwał im z urzędu.
U Cela nie słychać żadnego akcentu. – Nie muszę się nawet starać, tak wychodzi. Może dlatego, że nauczyłem się po polsku, jeszcze zanim zacząłem mówić po francusku. W domu rozmawiało się tylko po polsku, w takim języku słuchałem bajek. Do trzeciego roku życia, bo dopiero wtedy mogłem iść do przedszkola, nie miałem za bardzo styczności z francuskim – mówi „Rz" Aaron Cel i dodaje, że rzadko spotykane, biblijne imię to zasługa głęboko wierzącej mamy.
Mathieu Wojciechowski śmieje się, że lekkiego akcentu już się nigdy nie pozbędzie. Kiedyś jako nastolatek, w wakacje, postanowił, że będzie czytał tylko po polsku. Pochłaniał wszystko, co wpadło mu w ręce: biografie, książki o sporcie, nawet o samochodach, byle po polsku. Uczył się słów, pytał. Do rodziców wysyłał wiadomości tylko po polsku. Z początku go poprawiali, ale z czasem coraz rzadziej. – Wciąż się uczę, poznaję przysłowia, powiedzenia, idiomy, slang. Nie mam oporów, żeby pytać – mówi „Rz" Wojciechowski.
Multi-kulti
Obaj wspominają, że w każde wakacje przyjeżdżali do Polski, bo przecież tutaj została cała rodzina. Nie byli pod tym względem wyjątkowi. Niemal każdy kolega z podwórka robił tak samo, tylko że kraje, do których wyjeżdżali, były różne.