Polacy mieli na pewno w pamięci ostatni mecz drugiej rundy, kiedy dali się zdominować Argentyńczykom i ostatecznie wysoko przegrali. Dlatego we wtorek ważne były pierwsze minuty spotkania, żeby nie dać się rozpędzić rywalom i wstrzelić w kosz. Zwalniać grę, być uważnym w obronie, walczyć o zbiórki, wyrywać piłki i samemu unikać strat. Dawać z siebie wszystko, a nawet 120 procent możliwości, trafiać z dystansu i za wszelką cenę unikać strat, które były zmorą Polaków w starciu z Argentyńczykami.
Tego planu Polacy trzymali się skrupulatnie . Kiedy było można, podwajali w obronie rywali, starali się wypychać ich na obwód, podczas gdy Hiszpanie zaczęli od akcji zawodników podkoszowych. Mateusz Ponitka był uważnie kryty, rywale nie dawali Polacy na szczęście trafiali z dystansu i nie pozwalali rywalom zbudować wysokiej przewagi przez całą pierwszą kwartę.
Hiszpanie mieli jednak w arsenale wiele armat. Kiedy zawodnicy Mike'a Taylora zablokowali strefę podkoszową, rywale zaczęli odrzucać piłkę na obwód. Rzuty wpadały, ale na szczęście Polacy odpowiadali tym samym. A Hiszpanie co jakiś czas pokazywali, że nie są tak galaktyczną drużyną, jak kilka lat temu: Gasol pomylił się spod kosza, a Rubio w końcówce drugiej kwarty wyrzucił piłkę w aut w łatwej sytuacji.
Tak było niemal przez cały mecz. Hiszpanie, dzięki świetnym akcjom braci Hernangomezów próbowali budować przewagę, momentami mieli nawet 10 dziesięć punktów więcej niż Polacy, ale za chwilę biało-czerwoni zaczynali zryw i zmniejszali stratę.
Były też nerwy i straty po obu stronach, niecelne podania, faule w ataku przy kontratakach. Niestety, w decydujących momentach rywale pokazywali, jak klasowymi są zawodnikami. Rubio, który jest teraz liderem reprezentacji, trafił dwa razy za trzy punkty i na niewiele ponad trzy minuty przed końcem Hiszpanie prowadzili 85:72. Polacy w podobnych sytuacjach niestety, pudłowali.