Reklama
Rozwiń

Kosz i dyplomacja

USA – Chiny 101:70. Każdy wyszedł z hali zadowolony. Amerykanie, bo wygrali. Chińczycy, bo nie przegrali aż tak wysoko, jak się obawiali. Kibice, bo zobaczyli NBA i George’a Busha

Publikacja: 11.08.2008 03:39

Yao Ming zdobył dla Chin 13 punktów, miał 10 zbiórek i 3 bloki. Obok Amerykanie Carmelo Anthony (z p

Yao Ming zdobył dla Chin 13 punktów, miał 10 zbiórek i 3 bloki. Obok Amerykanie Carmelo Anthony (z prawej) i Dwight Howard

Foto: Reuters

Do rzutu sędziowskiego stanęli Dwight Howard oraz Yi Jianlian i to była jedyna chwila, gdy w hali Wukesong znalazł się ktoś ważniejszy od Yao Minga. To środkowy Houston Rockets wyprowadzał drużynę na rozgrzewkę przy głośnym „Wow!” z trybun. Podnosił rękę i komputery drżały na pulpitach od huku. Gdy zdobywał pierwsze punkty rzutem za trzy, ludzie wstali z miejsc.

Yao ma prawie 28 lat, setki milionów dolarów na koncie i ponad miliard kibiców u stóp. Gazety nazywają go założycielem nowej dynastii Ming. Gdyby dziś rozpisano plebiscyt, czyj portret ma wisieć na placu Tiananmen, przewodniczący Mao pewnie musiałby mu ustąpić miejsca. Człowiekowi sukcesu w Ameryce, a jednocześnie chłopakowi stąd. I głównej postaci meczu, który miał oglądać miliard widzów.

Na trybunach usiedli prezydenci USA i Chin, chiński premier, a wokół nich wiele osób, po których widać, że kilka tysięcy dolarów za bilet nie byłoby dla nich wielkim wydatkiem. Nawet olimpijskie autobusy stały tego wieczoru w korku pod halą, dziennikarze wyruszali tam kilka godzin wcześniej, żeby mieć miejsca siedzące.

Tłumy ciągnęły na mecz, w którym mógł być tylko jeden zwycięzca, ale to akurat nikomu nie przeszkadzało. Chiny już dostały w pierwszych dwóch dniach olimpiady, co chciały. Prowadzą w tabeli medalowej, teraz potrzebowały show. Rozgrzewka chińskiej drużyny szybko zamieniła się w konkurs wsadów.

Podobnie było, gdy wybiegli Amerykanie. Dla jednych to kolejny Dream Team, dla innych – Redeem Team, który ma odkupić winy poprzednich reprezentacji. Od ośmiu lat amerykańscy koszykarze nie zdobyli złotego medalu igrzysk lub mistrzostw świata i czekanie zaczęło ich irytować. Przed operacją „Pekin 2008” pozostawili na stanowisku trenera Mike’a Krzyzewskiego, który z MŚ 2006 wrócił na tarczy, ale zmienili podejście do przygotowań. Tym razem nie zbierali w pośpiechu gwiazd, którym raz się chce, a raz nie. Każdy musiał się zobowiązać, że w lecie 2008 nie będzie dla niego nic ważniejszego od igrzysk.

Gdy wyszli na rozgrzewkę, było trochę gwizdów, ale dużo więcej braw. Chiny to nowa ziemia podbita przez NBA, ale od dawna zafascynowana Ameryką. Nawet prezydent Bush pokazany na wielkim ekranie pod koniec hymnu usłyszał wiwaty. Słabsze niż LeBron James i Kobe Bryant, ale już np. z Carmelo Anthonym wygrał.

– Nie wiem, czy ktoś z nas miał w ogóle okazję grać kiedyś przed prezydentem. Chiny – USA to jak siódmy mecz finału NBA pomnożony przez siedem – mówił Jason Kidd.

Pod jednym względem nie przesadzał: bliżej było temu meczowi do atmosfery NBA niż igrzysk. W gigantycznej Wukesong Indoor Stadium pod sufitem wisi wielki czterostronny ekran znany z amerykańskich hal. Elektroniczna banda umieszczona na wysokości drugiego piętra trybun wyświetlała napis: „Beijing 2008”, ale po każdym wsadzie zamieniała go na migające: „Slam Dunk!”. Grała muzyka znana z NBA, na każdą przerwę w grze był przygotowany inny zestaw rozrywek. Raz skakały cheerleaderki, raz szalony kaskader w towarzystwie maskotki na szczudłach, tancerze z wachlarzami i bez, akrobaci. W pewnym momencie pierwszej kwarty można było pomyśleć, że trenerzy są umówieni, kiedy brać czas, żeby każdy, kto stoi w kolejce za kulisami, zdążył się pokazać.

Podczas konferencji prasowej po meczu, gdy Mike Krzyżewski mówił, jak ciężko było jego drużynie, amerykańska część sali śmiała się głośno. Litewski trener Chińczyków Jonas Kazlauskas robił wtedy kwaśną minę, ale tak właśnie ten mecz wyglądał.

W pierwszych dwóch kwartach Amerykanie nie chcieli robić gospodarzom wstydu i prowadzili tylko 49:37. Potem zaczęli grać po swojemu. Dwyane Wade rzucił 19 punktów, James 18. Dla Chin najwięcej – 13 – wiadomo kto.

Grupa B

? USA - Chiny 101:70 (20:16, 29:21, 25:11, 27:22). USA: James 18, Bryant 13, Howard 13, Anthony 3, Kidd 0 oraz Wade 19, Williams 9, Redd 9, Bosh 9, Boozer 5, Paul 3, Anthony 3, Prince 0. Chiny: Yao 13, Zhu 11, Yi 9, Sun 8, Liu 6 oraz Wang Zhizhi 8, Li 6, Zhang 5, Chen 2, Wang Shipeng 2, Wang Lei 0, Du 0. • Niemcy - Angola 95:66 (25:21, 29:13, 24:18, 17:14) • Hiszpania - Grecja 81:66 (20:16, 15:13, 27:17, 19:20).

Grupa A

• Rosja - Iran 71:49 (24:5, 14:17, 8:16, 25:11) • Litwa - Argentyna 79:75 (14:11, 20:19, 17:15, 28:30) • Australia - Chorwacja 82:97 (14:21, 17:26, 22:26, 29:24).

Paweł Wilkowicz z Pekinu

Do rzutu sędziowskiego stanęli Dwight Howard oraz Yi Jianlian i to była jedyna chwila, gdy w hali Wukesong znalazł się ktoś ważniejszy od Yao Minga. To środkowy Houston Rockets wyprowadzał drużynę na rozgrzewkę przy głośnym „Wow!” z trybun. Podnosił rękę i komputery drżały na pulpitach od huku. Gdy zdobywał pierwsze punkty rzutem za trzy, ludzie wstali z miejsc.

Yao ma prawie 28 lat, setki milionów dolarów na koncie i ponad miliard kibiców u stóp. Gazety nazywają go założycielem nowej dynastii Ming. Gdyby dziś rozpisano plebiscyt, czyj portret ma wisieć na placu Tiananmen, przewodniczący Mao pewnie musiałby mu ustąpić miejsca. Człowiekowi sukcesu w Ameryce, a jednocześnie chłopakowi stąd. I głównej postaci meczu, który miał oglądać miliard widzów.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Koszykówka
Kiedy do gry wróci Jeremy Sochan? „Jestem coraz silniejszy”
Koszykówka
Prezes Polskiego Związku Koszykówki: Nie planuję rewolucji
Koszykówka
Wybory w USA. Czy LeBron James wie, że republikanie też kupują buty?
Koszykówka
Radosław Piesiewicz ma następcę. Zmiana władzy na czele PZKosz
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Koszykówka
Jeremy Sochan zostaje w San Antonio Spurs. Ile zarobi reprezentant Polski?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku