Turów rozpoczął znakomicie, trafiając sześć z dziewięciu rzutów za trzy punkty w pierwszej kwarcie, podczas gdy Prokom pudłował z dystansu.
Znów znakomicie grał Tyus Edney (23 pkt – 4/7 za trzy, 2 zb., 5 as.), ale nie miał zmiennika, gdyż kontuzja wciąż nie pozwala grać Bryanowi Baileyowi. W decydujących momentach 36-letniemu rozgrywającemu Turowa zabrakło sił i nie trafił ważnych rzutów. Trener Tomas Pacesas przyznał po meczu, że taka była taktyka Prokomu – dać więcej swobody Edneyowi, ale lepiej pilnować innych graczy.
Sprawdziła się dzięki mocniejszej obronie zespołu z Sopotu w ostatniej kwarcie i skutecznym akcjom Daniela Ewinga, Qyntela Woodsa i Filipa Dylewicza. Do dogrywki mógł jeszcze doprowadzić kapitan Turowa Robert Witka, ale jego rzut w ostatnich sekundach był niecelny.
Przed niedzielnym czwartym meczem w Zgorzelcu Prokom odzyskał przewagę własnego parkietu. Statystyka też przemawia za obrońcami tytułu. Od kiedy finał play-off rozgrywany jest do czterech zwycięstw, na dziesięć przypadków remisu 1-1 po pierwszych spotkaniach aż osiem razy mistrzostwo zdobywał zespół, który wygrał trzeci mecz.
[ramka]Finał (do czterech zwycięstw)