Pierwszy mecz po kontuzji zagrał 8 grudnia. Przeciwko Toronto Raptors rzucił dziewięć punktów, trafiając tylko dwa z siedmiu rzutów z gry. Lakers przegrali, a po zakończeniu spotkania Bryant przyznał, że na parkiecie nie czuł się najlepiej. – Było dziwnie, naprawdę dziwnie. Ostatni raz, osiem miesięcy wolnego miałem chyba w łonie matki. Fizycznie wszystko jest w porządku. Biegać mógłbym przez cały dzień, ale rzutów jeszcze nie czuję. Muszę odzyskać mój rytm meczowy – mówił.
Z Phoenix Suns było dużo lepiej, ale wątpliwości czy stać go na regularną grę na najwyższym poziomie nie zniknęły. Problemy ze ścięgnami to jedna z najgorszych kontuzji, jakie mogą przytrafić się sportowcom. Przewlekłe zapalenie Achillesa zakończyło karierę Shaquille'a O'Neala. Wybitny center, który w ostatnich sezonach zerwał kilka innych ścięgien i więzadeł w okolicy kostki i łydki, w najlepszych latach grał właśnie w Lakers. Razem z Bryantem zdobyli trzy tytuły mistrzowskie, choć poza parkietem toczyli ze sobą niemal nieustające boje.
Zerwane ścięgno Achillesa wypchnęło z parkietów Isiahę Thomasa, rewelacyjnego rozgrywającego Detroit Pistons z lat 80. i 90. Z nim „Bad Boys" dwukrotnie sięgnęli po tytuł, za pierwszym razem kosztem... Lakers. Optymizmem może napawać historia Dominique'a Wilkinsa, gwiazdora Atlanty Hawks, który Achillesa zerwał 1992 roku w wieku 32 lat. Nie tylko wrócił, ale w kolejnym sezonie zdobywał średnio 29,9 punktu na mecz. Skuteczniejszy był tylko wielki Michael Jordan.
Władze Lakers święcie wierzą w ten ostatni scenariusz. Wierzą tak mocno, że jeszcze przed powrotem 35-letniemu Bryantowi dali do podpisania najwyższy kontrakt w całej NBA – 23,5 miliona dolarów za ten sezon i 25 milionów za następny. Jak wyliczył „USA Today" przez 19 sezonów klub z Los Angeles zapłaci mu łącznie 328 milionów. – Nawet jeżeli okaże się, że Kobe nie jest wart pieniędzy jakie zaoferowano mu w nowej umowie, to jest wart każdego centa, którego zainwestowali w niego od 1996 roku – napisali dziennikarze.
Lakersów bez Bryanta nie sposób sobie dziś wyobrazić. W ciągu 17 sezonów zagrał w ich barwach 1239 z 1346 meczów w sezonie zasadniczym i 220 z 223 spotkań w play-offach. Przez ten czas zdobył pięć mistrzowskich pierścieni, siedmiokrotnie grał w finałach, dwukrotnie otrzymując nagrodę MVP.
Jednym z celów na dwa, prawdopodobnie ostatnie już, sezony jest dogonienie Kareema Abdul-Jabbara na liście najlepszych strzelców wszech czasów. Będzie ciężko, bo do lidera Bryant traci obecnie ponad 6700 punktów. Aby go przegonić potrzebowałby średniej zbliżonej do 30 punktów na mecz, a po raz ostatni średnią powyżej tej granicy w rundzie zasadniczej i play-offach miał w sezonie 2006-2007. Bardziej realistyczna jest więc pozycja wicelidera rankingu – drugi Karl Malone wyprzedza go o niespełna 4300 punktów. Kobe przede wszystkim marzy jednak o zakończeniu kariery na szczycie. Niestety, wysokość podpisanej niedawno umowy w spełnieniu ostatniego sportowego marzenia może mu przeszkodzić. Teraz blisko 38 procent limitu płac w klubie pochłonie właśnie wynagrodzenie Bryanta. Inni zawodnicy będą musieli podzielić między siebie pozostałe 62 procent. Z takim ograniczonym budżetem zbudować zespół mogący walczyć o tytuł będzie bardzo trudno.