Tytułu bronić będą Golden State Warriors, jeden z najbardziej niespodziewanych mistrzów od lat. Jeszcze rok temu niewielu ekspertów wymieniało drużynę z Oakland w gronie faworytów. W ubiegłym sezonie gracze Golden State zdominowali jednak sezon zasadniczy, wygrywając ponad 80 procent spotkań. Stali się w ten sposób piątym zespołem NBA w XXI wieku, któremu się to udało. Ale dopiero trzecim, który przekuł taką dominację w mistrzostwo.
Zdobycie po 40 latach posuchy tytułu i wygranie w sumie 83 ze 103 spotkań na pewno przysporzyło Golden State fanów, ale niekoniecznie wśród rywali. – Wygranie Konferencji Zachodniej wymaga szczęścia. Spójrzcie na Golden State. Nie musieli się zmierzyć (w play-off – red.) ani z nami, ani z San Antonio Spurs – powiedział kilka dni temu Doc Rivers, szkoleniowiec Los Angeles Clippers. – Bardzo zależało nam, by z nimi zagrać. Tyle że oni nie dali rady – ripostował Klay Thompson, jeden z liderów Golden State.
Bez względu na napinanie mięśni przed rozpoczynającym się właśnie sezonem Golden State nie będą mieli łatwo. Hasło „Bić mistrza" jest w NBA tak samo aktualne jak w każdym innym sporcie. Zespół dowodzony przez najlepszego obecnie gracza ligi Stephena Curry'ego może się spodziewać, że rywale będą wyjątkowo zmobilizowani na mecze z Golden State. A konkurencja jest silna. Zdaniem bukmacherów z agencji William Hill głównym faworytem do tytułu (5:2), podobnie jak przed rokiem, są Cleveland Cavaliers, których drużyna z Oakland pokonała w ostatnich finałach. Najgroźniejszym rywalem Cavaliers mają być weterani z San Antonio (7:2). Szanse Golden State oceniane są na 4:1, Oklahoma City Thunder na 7:1, Clippers na 9:1.
Atutem Golden State będzie fakt, że nie stracili w trakcie przerwy żadnego z kluczowych graczy. Na ich niekorzyść może natomiast działać brak na ławce trenerskiej Steve'a Kerra. Komplikacje po operacji pleców spowodowały, że tymczasowo jego miejsce zajmie dużo mniej doświadczony Luke Walton, drugoplanowy członek mistrzowskiej drużyny Los Angeles Lakers z lat 2008–2010.
Faworytem Konferencji Wschodniej są wicemistrzowie z Cleveland, którzy wokół LeBrona Jamesa zbudowali silną drużynę. Kosztuje ich to niemało. Na płace graczy wydadzą w tym roku najwięcej w całej lidze, bo aż 110 mln dol. Cavaliers nie doznali żadnych większych kadrowych ubytków. Ale równie silni jak przed rokiem są też ich najwięksi rywale z Chicago.
Obie drużyny musiały głęboko sięgnąć do kieszeni, aby zatrzymać dwóch ważnych graczy. Po długich negocjacjach Cavaliers zgodzili się zapłacić skrzydłowemu Tristanowi Thompsonowi 82 mln dol. za pięć lat gry. Bulls byli jeszcze bardziej hojni, podpisując pięcioletnią umowę z Jimmym Butlerem wartą 95 mln dol. Tyle że Butler przez większą część sezonu był liderem Chicago, a Thompson to wciąż jedynie uzupełnienie tria James–Irving–Love.