Będą one bardzo intensywne – zaczną się dziś we Włocławku meczem z Portugalią. Polacy rozegrają sześć meczów w 18 dni. Ich rywalami poza Portugalczykami będą Estończycy i Białorusini. To europejscy średniacy. Reprezentacja Polski prowadzona przez Mike'a Taylora jest najmocniejsza w stawce, jej celem powinien być komplet zwycięstw i awans z pierwszego miejsca – podobnie jak w dwóch poprzednich turniejach eliminacyjnych. Do mistrzostw Europy zakwalifikują się zwycięzcy grup oraz cztery najlepsze zespoły z drugich miejsc. Awans z tylnego fotela będzie akceptowalną wpadką, odpadnięcie – katastrofą. Posępnego wariantu zakładać jednak nie ma potrzeby.
44-letni amerykański szkoleniowiec objął reprezentację niemal trzy lata temu, po klapie na EuroBaskecie w 2013 roku, gdy w gwiazdorskim składzie z Marcinem Gortatem i Maciejem Lampe Polacy wygrali tylko jeden mecz i zostali sklasyfikowani na ostatnim, 24. miejscu. Polski Związek Koszykówki (PZKosz) nie miał wówczas wiele do stracenia i zatrudnił trenera niemal anonimowego, za to młodego, ambitnego i z pomysłami.
Taylor w pół roku stworzył zespół, który wygrał eliminacje, a w mistrzostwach Europy 2015 odpadł dopiero w 1/8 finału, po przyzwoitym meczu z późniejszymi mistrzami – Hiszpanami. Przede wszystkim dał jednak drużynie to, czego w tamtym momencie potrzebowała najbardziej – sporą dawkę entuzjazmu, a powołanie do kadry uczynił zaszczytem. Wcześniej nierzadko traktowane było ono jako przykra wiadomość mącącą wakacyjne plany.
Taylor otworzył okno, przez które wpadło nieco świeżego powietrza, a w sceptycznym zwykle środowisku koszykarskim przestała panować drażniąca duchota. Amerykanin to – podobnie jak wychwalany w środowisku piłkarskim Adam Nawałka – tytan pracy, który inaczej niż jego poprzednicy ogląda mecze polskiej ligi, rozmawia z koszykarzami i ich motywuje. To duża zmiana, bo wcześniej bywało, wcale nierzadko, że w reprezentacji występowali ci, którzy zgodzili się przyjąć zaproszenie.
W tym roku Taylor musiał zbudować nowy zespół. Bez Marcina Gortata, który zrezygnował z gry w kadrze, ale czynić mu z tego powodu zarzutów nie wypada. Nie ma też w drużynie jego następcy, wracającego do zdrowia Przemysława Karnowskiego i mającego kłopoty w życiu osobistym Damiana Kuliga.