Reklama
Rozwiń

Wielki powrót Turowa

W drugim meczu o mistrzostwo Polski mężczyzn zespół ze Zgorzelca nieoczekiwanie wygrał w Sopocie z broniącym tytułu Asseco Prokomem 93:84 i wyrównał stan finałowej rywalizacji na 1-1.

Aktualizacja: 13.05.2009 03:28 Publikacja: 12.05.2009 22:44

Wielki powrót Turowa

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Od początku było to zupełnie inne spotkanie niż pierwsze, wysoko wygrane przez Prokom. Tym razem goście nie pozwolili rywalom wygrać walki o zbiórki. Do przerwy mecz był zacięty i wyrównany. Żadna z drużyn nie uzyskała przewagi wyższej niż osiem punktów.

W przerwie na trybunach Hali Stulecia pojawił się przewodniczący rady nadzorczej klubu z Sopotu i jego wieloletni główny sponsor Ryszard Krauze. Wydawało się, że jego obecność pozytywnie natchnęła zespół gospodarzy, tak jak w trzech poprzednich meczach play-off w przekonywujący sposób wygranych przez Prokom. Po seryjnie zdobywanych punktach przez Qyntela Woodsa oraz rzutach z dystansu Davida Logana i Filipa Dylewicza w 25. minucie gospodarze prowadzili już 68:47 i chyba nikt na trybunach nie wierzył, że mogą to spotkanie przegrać.

Obrona strefowa, konsekwentnie stosowana przez Turów w drugiej połowie, okazała się jednak zabójcza dla mistrzów Polski. Gracze Prokomu, odrzuceni od kosza, przestali nagle trafiać także z dystansu. Ich kolejne niepowodzenia i malejąca przewaga nastawiły z kolei celowniki zawodników Turowa, którzy ostatnie dziesięć minut meczu wygrali aż 34:14. Po rzucie Roberta Witki za trzy w 35. minucie odzyskali prowadzenie (71:70) i już do końca kontrolowali wynik. W ostatniej kwarcie goście, grający we wtorek bez kontuzjowanego rozgrywającego Bryana Baileya, trafili aż siedmiokrotnie za trzy punkty (Alex Harris - 3/3 w niezwykle ważnych momentach).

Ale sukces zawdzięczają przede wszystkim najlepszemu na parkiecie Tyusowi Edneyowi (17 pkt, 7 zb., 8 as.), doskonale prowadzącemu grę i zdobywającemu w końcowce punkty po indywidualnych akcjach pod kosz (4/5 za dwa) lub rzutach wolnych (9/9)

[ramka]Asseco Prokom Sopot - Turów Zgorzelec 84:93 (25:22, 25:22, 20:15, 14:34)

Punkty – dla Asseco: P. Burke 19, D. Ewing 15, Q. Woods 15, R. Burrell 10, F. Dylewicz 10, D. Logan 9, P. Zamojski 6; dla Turowa: D. Drobnjak 23, T. Edney 17, D. Milijković 13, Ch. Daniels 13, A. Harris 13, R. Witka 12, K. Roszyk 2.

Stan rywalizacji (do czterech zwycięstw) 1-1. Kolejne mecze odbędą się w piątek i niedzielę w Zgorzelcu.[/ramka]

[ramka][b]Powiedzieli

Paweł Turkiewicz, trener Turowa:[/b] Cieszę się, że udało nam się wrócić do gry w tym meczu i w całej rywalizacji. Mieliśmy zły początek drugiej połowy, ale moi zawodnicy grali do końca. Założyliśmy sobie dyscyplinę w obronie i ataku i wykorzystaliśmy swoje atuty. Dziś wygraliśmy też zbiórki, bo byliśmy bardziej agresywni pod tablicami.

[b] Tomas Pacesas, trener Prokomu: [/b]Wierzę, że możemy wygrać finałową rywalizację, chociaż straciliśmy przewagę własnego parkietu. Moim zawodnikom zabrakło determinacji. Wygrywając dwudziestoma punktami, niektórzy pomyśleli, że poprawią swoje statystyki i grali zbyt indywidualnie. Piłka nie chodziła między graczami. Na pewno mamy dużo do przemyślenia. Qyntel Woods dobrze zaczął, ale w końcówce nie trafił czterech wolnych.

[b] Robert Witka, kapitan Turowa: [/b]Gdy Prokom odskakiwał, musieliśmy coś zmienić w naszej grze. Rywale po pięknym starcie przestali grać. Byli zaskoczeni naszą obroną strefową, a my wreszcie zaczęliśmy trafiać po drugiej stronie boiska.

[b] Przemysław Zamojski, Prokom:[/b] Wydawało się, że w po trzeciej kwarcie mamy bezpieczną przewagę. Okazało się, że w czwartej nie mieliśmy recepty na grę rywali. [/ramka]

Od początku było to zupełnie inne spotkanie niż pierwsze, wysoko wygrane przez Prokom. Tym razem goście nie pozwolili rywalom wygrać walki o zbiórki. Do przerwy mecz był zacięty i wyrównany. Żadna z drużyn nie uzyskała przewagi wyższej niż osiem punktów.

W przerwie na trybunach Hali Stulecia pojawił się przewodniczący rady nadzorczej klubu z Sopotu i jego wieloletni główny sponsor Ryszard Krauze. Wydawało się, że jego obecność pozytywnie natchnęła zespół gospodarzy, tak jak w trzech poprzednich meczach play-off w przekonywujący sposób wygranych przez Prokom. Po seryjnie zdobywanych punktach przez Qyntela Woodsa oraz rzutach z dystansu Davida Logana i Filipa Dylewicza w 25. minucie gospodarze prowadzili już 68:47 i chyba nikt na trybunach nie wierzył, że mogą to spotkanie przegrać.

Koszykówka
Warszawa na taki sukces czekała ponad pół wieku. Koszykarze Legii wyszli z cienia piłkarzy
Koszykówka
Shai Gilgeous-Alexander bohaterem sezonu NBA. Czy jesteśmy świadkami narodzin nowego Jordana?
Koszykówka
Poznaliśmy mistrza NBA. Oklahoma City Thunder sięga po tytuł
Koszykówka
Finały NBA. Zaczęło się od trzęsienia ziemi
Koszykówka
Polski skaut Los Angeles Lakers: Nie mogę nikogo przegapić
Koszykówka
Ruszają play-offy NBA. Nikt nie chce na emeryturę