Wygrany wysoko 95:79 przez Prokom pierwszy finałowy mecz w Sopocie istotnie zweryfikował oceny siły gry zespołów. Przed rokiem rywalizacja (do czterech zwycięstw) rozstrzygnęła się dopiero w siedmiu spotkaniach, w decydującym Prokom wygrał z Turowem w Zgorzelcu. Teraz mówi się, że sprawa mistrzostwa może rozstrzygnąć się szybciej.
Ambicją wicemistrzów Polski jest teraz przedłużenie serii, czyli zwycięstwo na własnym parkiecie. Nie będzie o nie łatwo. Prokom jest bowiem znakomicie przygotowany do spotkań finałowych. O ile w trakcie sezonu można było mieć zastrzeżenia do stylu gry mistrzów Polski, którzy zamiast zespołowej gry preferowali indywidualne akcje swoich gwiazdorów, o tyle teraz strategia i taktyka drużyny litewskiego trenera Tomasa Pacesasa jest bliska ideału.
Po pierwsze: znakomicie wypełniają swoje role gwiazdorzy, czyli mający za sobą grę w NBA Qyntel Woods, najlepszy koszykarz, jaki kiedykolwiek grał w polskim zespole, Patrick Burke (na zdjęciu), który po słabych występach w dwóch pierwszych rundach play-off, przeciwko Turowowi rozegrał swój najlepszy mecz w ostatnich tygodniach i Daniel Ewing, z powodzeniem wypełniający rolę strzelca i rozgrywającego. Także David Logan, który w poprzednim sezonie był najlepszym zawodnikiem Turowa, a teraz w Sopocie szuka możliwości gry w jeszcze lepszym klubie. Dobrą grą w Eurolidze zwrócił już uwagę wielu menedżerów.
Asseco Prokom Sopot chce zdobyć mistrzowski tytuł szósty raz z rzędu. PGE Turów Zgorzelec marzy o pierwszym w historii klubu złotym medalu. Po dwóch meczach nad Zatoką Gdańską rywalizacja przenosi się w ten weekend nad Nysę Łużycką.
Po drugie: wreszcie na oczekiwanym od nich poziomie grają podkoszowi gracze Asseco Prokomu – Ronnie Burrell, Filip Dylewicz, Adam Hrycaniuk i młody Adam Łapeta. Po trzecie: można liczyć na waleczność Przemysława Zamojskiego i Tyrone’a Brazeltona.