Terminarz sezonu 2010/2011 ściśle podporządkowano reprezentacji, stąd przyspieszenie i skrócenie rozgrywek. Za dziewięć miesięcy w Polsce odbędą się mistrzostwa Europy kobiet i ekipa gospodarzy powinna mieć czas na przygotowania. Będziemy się przecież starać o awans do igrzysk olimpijskich w Londynie.
Tytułu broni Lotos Gdynia, który w ostatnich latach 15 razy grał w finałach mistrzostw Polski i zdobył 11 złotych medali. Tym razem drużyna z Trójmiasta nie jest głównym faworytem. Do ostatniej chwili nie był nawet pewny, czy wystąpi w rozgrywkach, gdyż władze Polskiej Ligi Koszykówki Kobiet zagroziły, że Lotos nie otrzyma licencji, jeśli nie wypłaci trenerowi Jackowi Winnickiemu zaległych kwot wynikających z kontraktu. Skończyło się na strachu.
Odmłodzony zespół z Gdyni prowadzi teraz Nikołaj Tanasejczuk, a w kadrze nie ma m.in. dwóch podstawowych zawodniczek z poprzedniego sezonu: Magdaleny Leciejewskiej i Australijki Erin Philips, które przeszły do... najgroźniejszego rywala Lotosu Wisły Can Pack Kraków.
Właśnie krakowianki, które ostatnio zajęły dopiero piąte miejsce, są największymi faworytkami. W drużynie nastąpiła prawdziwa rewolucja kadrowa: odeszło dziewięć zawodniczek, przybyło osiem. Pozostał trener Jose Hernandez, który jednak nie będzie z zespołem w momencie inauguracji rozgrywek, gdyż w tym samym czasie prowadzi reprezentację Hiszpanii w mistrzostwach świata.
W walce o medale powinny się liczyć aktualny wicemistrz kraju KSSSE AZS Gorzów Wlkp. prowadzony przez trenera reprezentacji Polski Dariusza Maciejewskiego, Energa Toruń – brązowy medalista poprzedniego sezonu – oraz CCC Polkowice marzący o przerwaniu fatum czwartego miejsca.