Wcześniej Hiszpania wygrała z Łotwą, co jeszcze bardziej zmniejszyło i tak nikłe szanse naszej reprezentacji na wyjście z grupy F i grę w ćwierćfinale. Ale mecz z Chorwacją Polki miały przecież wygrać.
Wieczorem rewelacyjna Czarnogóra przedłużyła serię zwycięstw w Katowicach, pokonując broniące tytułu Francuzki. Byłoby więc o co walczyć w niedzielę, ale potrzebne było zwycięstwo w piątek. Daremne kalkulacje.
– Mając 28-procentową skuteczność, nie można wygrać meczu – komentował trener reprezentacji Polski Dariusz Maciejewski. – Chorwatki były dziś od nas szybsze, zaprezentowały lepszą skuteczność i kontrolowały przebieg spotkania. Staraliśmy się dostosowywać grę w obronie do akcji rywalek i – choć nie było idealnie – przynosiło to efekty. Natomiast kolejny raz nie wyszła nam gra w ataku. Zmarnowaliśmy wiele prostych pozycji rzutowych. Koszykówka nie polega tylko na bronieniu, trzeba też trafiać.
Chorwacja prowadziła od początku do końca spotkania. Także dlatego, że Ewelina Kobryn, jedyna polska koszykarka, na którą tak naprawdę można liczyć w ataku, już w 3. minucie miała dwa przewinienia i zeszła z boiska. Z powodu problemów z faulami grała w sumie tylko 28 minut. Rywalki utrzymywały kilkupunktową przewagę.
Wydawało się jednak, że już są w zasięgu Polek, gdy po dwóch kolejnych akcjach Kobryn w 25. minucie ich prowadzenie zmalało do 48:46. Zaraz jednak nasza środkowa popełniła trzeci faul i usiadła na ławce. Zaczął się fatalny okres w grze Polek, które przez ponad 12 minut nie trafiły 17 kolejnych rzutów z gry i straciły 12 punktów z rzędu. W połowie ostatniej kwarty było 60:48 dla rywalek i nasz zespół już nie był w stanie odrobić strat.