To działo się ledwie dwadzieścia lat temu, a jednak w zupełnie innym kraju.
Polski Związek Koszykówki (PZKosz.) uchwalił premię za zwycięstwo w wysokości miliona złotych. Wydawało się, że wobec znikomości szans mógł sobie na taką obietnicę pozwolić. Nikt nie spodziewał się pierwszego miejsca. Już czwarte byłoby dobre, bo dawało awans na igrzyska w Sydney.
Jednak na wszelki wypadek pierwszy raz koszykarska reprezentacja została ubezpieczona od sukcesu. Dzięki temu było z czego wypłacić premię, a związek jeszcze na tym zyskał. Ale nawet w kierownictwie PZKosz. nie wszyscy wiedzieli o podpisaniu takiej umowy.
Organizatorzy meczów w Poznaniu, którzy obawiali się strat, po znajomości wymogli na Międzynarodowej Federacji Koszykówki (FIBA) zgodę na umieszczenie w Hali Arena własnej reklamy, niezależnej od wspólnego pakietu, aby mieć pieniądze tylko dla siebie. Chęć promocji wyraził Polmos Poznań, ale ponieważ alkoholu nie można było reklamować, obok kosza stanęła wielka plastikowa butelka o przekroju wódki Luksusowej, bez żadnego napisu. To wystarczyło.
Mecze nie odbywały się w Warszawie, ponieważ wybrana przez ówczesnego (już nieżyjącego) ministra sportu firma budowlana z Łodzi nie wywiązała się w terminie z remontu. W katowickim Spodku tuż przed fazą finałową burza sprawiła, że z dachu na parkiet lał się deszcz.