Kiedy Golden State po raz ostatni otrzymywali mistrzowskie pierścienie, żadnego z obecnych graczy drużyny z Oakland nie było jeszcze na świecie. Najstarszy, dynamiczny rozgrywający Leandro Barbosa urodził się dopiero siedem lat później w fawelach Sao Paulo.
W drodze do mistrzowskiego tytułu Golden State rozegrali w sumie 103 mecze, zwyciężając w 83. Tylko jeden drużyna w historii może pochwalić się lepszym bilansem całych rozgrywek – Chicago Bulls z połowy lat 90-tych. Oba zespoły łączy Steve Kerr, obecny trener Warriors był wówczas graczem Bulls, który w najważniejszych momentach potrafił przesądzić o wyniku, zwykle trafiając za trzy punkty.
Podobną umiejętność ma lider drużyny z Kalifornii – Stephen Curry. Tyle, że doprowadzoną do perfekcji. Curry trafia z nieprawdopodobnych pozycji, praktycznie bez przygotowania. Zablokowanie go graniczy wręcz z cudem. Jego tegoroczny rywal LeBron James na pytanie, jak zatrzymać lidera Warriors odpowiedział jeszcze przed finałami krótko: - Tak samo, jak mnie. Nie da się. Bohaterem finałów został jednak Andre Iguodala, ustanawiając przy tym kolejny rekord ligi. To pierwszy zawodnik w historii, który został uznany za najlepszego gracza finałów, ani razu nie wychodząc na boisko w sezonie zasadniczym w pierwszym składzie. Przez 95 spotkań Iguodala, mistrz olimpijski z reprezentacją USA, posłusznie był rezerwowym. Możliwe, że z prawie 13 mln dol. pensji rocznie, najlepiej opłacanym rezerwowym w profesjonalnym sporcie.
Golden State to jedna z nielicznych drużyn, która przez ostatnie niemal 30 lat postawiła przede wszystkim na widowisko. Głównie za sprawą charyzmatycznego trenera Dona Nelsona, zwolennika szybkiej koszykówki opartej o błyskawiczne kontry i rzuty za trzy punkty. Mecze drużyny z okolic San Francisco (Oakland oddalone jest od tego miasta o niecałe 20 kilometrów) to prawdziwe koszykarskie spektakle. Niestety widowisko w NBA przez dekady nie dawało wyniku. Zapewniało jednak pełne trybuny i fanatycznych kibiców. Oracle Arena to jedna z najgłośniejszych hal w NBA. Mistrzowski tytuł Golden State zdobyli nie rezygnując z widowiskowej gry przez wielu nazywanej - run and gun (biegnij i rzucaj). Strategię Nelsona twórczo rozwinął Mike D'Antoni, a dopracowali Mark Jackson i Steve Kerr.
- Powiedzcie D'Antoniemu, że został zrehabilitowany. Skopaliśmy wszystkim tyłki grając koszykówkę, w którą nikt nie wierzył - ogłosił po finałach asystent trenera Golden State Alvin Gentry, dla którego było to pożegnanie z Warriors. Od przyszłego sezonu będzie trenerem rywali z Nowego Orleanu. Ale ten sukces nie byłby możliwy bez idealnych wykonawców. Nie zadzierających nosa młodych gwiazd – Curry'ego oraz Klaya Thompsona, pogodzonych z rolą rezerwowych od zadań specjalnych graczy największego kalibru – Iguodali i Davida Lee oraz młodych niepokornych specjalistów od czarnej roboty – Draymonda Greena i Harrisona Barnesa.