Drużynie z Afryki brakuje gwiazd, a dodatkowo w przygotowaniach przeszkadzały jej problemy organizacyjne. W trakcie zgrupowania doszło do strajku zawodników, którzy domagali się wypłaty zaległych pieniędzy i narzekali na brak podstawowych lekarstw. Sprawę musiał załagodzić osobiście minister sportu.
Lekceważyć rywala nie można, ale bać się nie ma kogo, nawet naturalizowanego niedługo przed turniejem Deona Thompsona, byłego gracza Żalgirisu Kowno (w nowym sezonie dołączy do Unicaji Malaga i Adama Waczyńskiego). Pod koszem, mimo obecności Thompsona, reprezentacja Polski powinna mieć dużą przewagę. Zawodnicy Wybrzeża Kości Słoniowej wyraźnie przegrali walkę o zbiórki z Wenezuelą.
Warto zagrać na pełnych obrotach i pokonać rywala wyraźnie, bo wszystkie wyniki osiągnięte w pierwszej rundzie zabiera się ze sobą do drugiej (początek - 6 września). Tam Polacy zagrają z dwiema najlepszymi drużynami grupy B i już wiadomo, że będą to Rosja i Argentyna (z tej grupy awans do ćwierćfinału uzyskają dwie drużyny). Zaskoczeniem tej grupy może być kiepska postawa Nigerii, która przegrała dwa pierwsze mecze, a przecież trener Alexander Nwora przywiózł do Chin aż trzech graczy z NBA: Al-Farouqa Aminu (Blazers), Chimezie Metu (Spurs) i Josha Okogie (Timberwolves).
Rosjanie, potęga w Europie, mają z kolei skład zdziesiątkowany przez kontuzje. Lista gwiazd, których nie ma w Chinach, jest bardzo długa. Brakuje byłych zawodników NBA Aleksieja Szweda i Timofieja Mozgowa oraz świetnych rozgrywających Dmitrija Chwostowa oraz Dmitrija Kułagina. Potencjał rosyjskiej koszykówki jest jednak bardzo duży, a moskiewskie CSKA oraz Chimki to czołowe drużyny w Europie. Z tych zespołów trener Siergiej Bazarewicz powołał na turniej aż sześciu zawodników, m.in. Siemiona Antonowa, Andrieja Woroncewicza, Nikitę Kurbanowa (CSKA) czy Siergieja Karasiowa (Chimki). To doświadczeni, ograni w Eurolidze zawodnicy, a Karasiow ma za sobą kilka sezonów w NBA.
Argentyna to jedna z najsilniejszych ekip w Ameryce Południowej i chociaż takie gwiazdy jak Manu Ginobili czy Andres Nocioni już nie grają, to ciągle jest się kogo obawiać. Najwięcej spojrzeń skupia na sobie Luis Scola. Argentyński środkowy ma już 39 lat, ale ciągle spisuje się fantastycznie. Przez dziesięć lat grał w wielu klubach NBA (karierę zaczynał w Houston Rockets, kończył w Brooklyn Nets), a obecnie jest pierwszoplanową postacią ligi chińskiej. Jak sam podkreśla, kocha reprezentować swój kraj, to już jego piąte mistrzostwa świata.