Po kilku sezonach przewidywalnych do bólu, z finałem znanym od samego początku – rywalizacją Cleveland Cavaliers i Golden State Warriors – w najlepszej koszykarskiej lidze świata wreszcie się pozmieniało. I to jak! Pozbawieni LeBrona (to już rok temu) Cavaliers spadli na samo dno ligowej tabeli. Pozbawieni Kevina Duranta (teraz) Warriors na dno nie spadną, ciągle mają przecież Stephena Curry'ego, ale będzie im dużo trudniej.
LeBron James po straconym sezonie, w którym Lakers nie awansowali nawet do play-off, chce wrócić do walki o najwyższe cele. Powinno się udać, bo do LA ściągnięto Anthony'ego Davisa, zawodnika, którego nie sposób powstrzymać pod koszem. Davis rzuca, zbiera, blokuje, ma same atuty i jedną wadę – jest podatny na kontuzje. W klubie będą się więc modlić o jego zdrowie.
Zresztą zdrowie LeBrona, przez wiele lat niezawodne, też już dało o sobie znać w ubiegłym sezonie. Czasu oszukać się nie da, trzykrotny mistrz NBA niedługo skończy 35 lat. Czy jeszcze wygra mistrzostwo i czy da je Lakers, gdzie ma spędzić jeszcze przynajmniej ten i następny sezon?
Serce mistrza
Do ligi wchodzi zawodnik wyczekiwany jak nikt od czasów LeBrona właśnie. Zion Williamson jest wyjątkowy – przy 200 cm wzrostu waży 130 kg, a mimo to jest zwinny i szybki. W drafcie wybrali go New Orleans Pelicans, wypełniając lukę po Davisie. Niestety, były gwiazdor uczelni Duke na razie jest kontuzjowany i opuści pierwszych kilka tygodni rozgrywek. Czy istotnie zostanie nowym królem? Zobaczymy, było już paru delfinów, którym za wcześnie przymierzano korony.
Bohater numer 1 ubiegłego sezonu, czyli Kawhi Leonard, przeniósł się z zimnej Kanady do słonecznej Kalifornii, a to oznacza, że Toronto Raptors nie obronią tytułu. W NBA mówi się, żeby nigdy nie lekceważyć serca mistrza, ale tym razem chyba to nie wystarczy. Spekulowano, że Leonard zamieni Raptors na Lakers, tymczasem wybrał rywala zza między – Clippers. Zespół będący kiedyś pośmiewiskiem NBA sprowadził też Paula George'a i z miejsca stał się faworytem do mistrzowskiego tytułu.