Na skoczni Gross-Tittlis w szwajcarskich Alpach Piotr Żyła znów pokazał znakomitą i równą formę, do której, zdaniem wielu, przyczyniło się wyciszenie medialne i nabyta niedawno umiejętność koncentracji wyłącznie na skokach.
Zwyciężali wprawdzie inni – w sobotę Niemiec Karl Geiger (pierwszy pucharowy sukces w karierze), w niedzielę zaskakująco odporny na presję Kobayashi (wygrał po raz czwarty tej zimy), ale klasyfikacja Pucharu Narodów na górze ani drgnie – Polacy prowadzą przed Niemcami i Japonią, tę kolejność niełatwo zmienić.
Puchar Świata w Engelbergu
Numer dwa polskich skoków to obecnie Stoch, w Engelbergu był dziewiąty i trzeci, jednym słowem widać poprawę. Reszta Polaków miewa lepsze i gorsze chwile. Dawid Kubacki raczej idzie w górę, pozostała trójka startuje w kratkę: Maciej Kot zdobywa punkty PŚ rzadko (w niedzielę przepadł w kwalifikacjach), Stefan Hula częściej, ale miewa wpadki, Jakub Wolny po ładnym początku zimy złapał zadyszkę, lecz w niedzielę w Engelbergu jakby odzyskał oddech.
Ostatnie konkursy pokazały też, że inni się zbroją, ale również mają problemy. W sobotę, gdy wiatr nagle zaczął wiać równo i mocno w plecy skoczków, z rywalizacji niemal zniknęli norwescy lotnicy, tylko Johann Andre Forfang potrafił dać sobie radę. Nawet Ryoyu Kobayashi nie potrafił polecieć, jak chciał – był siódmy, sporo kłopotów mieli niektórzy znani Niemcy, a honor Austriaków uratował Daniel Huber.
Dzień później podmuchy nie utrudniały lotów i Kobayashi w pierwszej serii odżył tak bardzo, że wyrównał rekord Gross-Titlis-Schanze, skoczył 144 m (tyle co Domen Prevc dwa lata temu) i ustawił ciąg dalszy konkursu.