Rafał Majka: Powrót z klasztoru

Rafał Majka, kolarz grupy Bora-Hansgrohe, brązowy medalista olimpijski z Rio.

Aktualizacja: 04.03.2019 20:03 Publikacja: 04.03.2019 18:28

Rafał Majka: Powrót z klasztoru

Foto: AFP

Już w sobotę zaczyna pan przygotowania do najważniejszego startu – Giro d'Italia. Przed panem debiut w jednodniowym wyścigu Strade Bianche, który dwukrotnie wygrywał Michał Kwiatkowski.

Właśnie wróciłem ze zgrupowania w Sierra Nevada. Przez półtora miesiąca siedziałem tam jak w klasztorze. Zmieniłem cykl przygotowań. Chciałem uniknąć dalekich podróży do Australii czy Argentyny. Mogłem tym razem zabrać ze sobą żonę i córkę. Wprawdzie praktycznie całe dnie spędzałem na rowerze, ale sama świadomość, że rodzina jest blisko, dawała mi komfort psychiczny. Zrobiłem sporo kilometrów, co pewnie widać po mojej opaleniźnie. W czwartek będziemy testować trasę Strade Bianche. Dopiero wtedy zobaczę, jak się po niej poruszać. Wiele zależy od pogody. Jeśli nie będzie padać, jest szansa na dobry wynik.

Kilka dni później pojedzie pan w Tirreno-Adriatico. Jakie ma pan wspomnienia z tego wyścigu?

Dobre. Przed rokiem zaliczyłem wprawdzie kraksę, ale na królewskim etapie byłem drugi.

W Giro startował pan ostatnio w 2016 roku i ukończył rywalizację na piątym miejscu. Wcześniej był pan siódmy i szósty. To pana ulubiony wyścig?

Jest dużo gór i podjazdów, ale to mi akurat odpowiada. W tym roku trasa jest niezwykle ciężka. Podczas jednego z etapów trzeba będzie wjechać na dwie przełęcze – różnica wysokości wynosi 5800 metrów. Mając to na uwadze, podczas zgrupowania w Sierra Nevada pokonałem jednego dnia blisko sześć tysięcy metrów przewyższenia, jakbym wspinał się na Kilimandżaro. Płaskich etapów będzie bardzo mało – z naszej grupy o zwycięstwo ma na nich walczyć Pascal Ackermann, sprinter, mistrz Niemiec. Moim zadaniem będzie jak najwyższe miejsce w klasyfikacji generalnej, choć chciałbym też wygrać jakiś etap. To nigdy mi się nie udało.

Zabraknie pana w Tour de France. Obraził się pan na Wielką Pętlę po ubiegłorocznym niepowodzeniu?

Rozczarowanie było bardzo duże. Do górskich etapów przystępowałem z piątej pozycji. Myślę, że wpływ na moje dalsze losy miała kraksa na etapie prowadzącym częściowo po trasie wyścigu Paryż–Roubaix. Mam wielki szacunek do zawodników startujących w tym klasyku. Twierdzi się, że o kolarzu najwięcej mówią góry, ale to nie do końca prawda. Kiedy wjechaliśmy w pierwszy sektor, nie wiedziałem zupełnie, co się dzieje. Nie zorientowałem się nawet, kiedy wróciliśmy na szosę, amortyzację włączyłem dopiero w połowie odcinka brukowego. Wszystko działo się tak szybko. Czułem się, jakby mnie ktoś wsadził do samolotu. Jazda pod górę bywa lżejsza niż po bruku. Jestem bogatszy o doświadczenia. Ale złych wspomnień z Tour de France nie mam. Wygrałem tam trzy etapy, wiele razy stawałem na podium, dwukrotnie zwyciężałem w klasyfikacji górskiej. To wyścig, który stworzył mnie jako kolarza.

W 2014 roku przedstawił się pan tam szerzej kolarskiemu światu, a dwa tygodnie później triumfował w Tour de Pologne. Przed rokiem pan w Polsce nie startował. Dyrektor Czesław Lang przekonał już pana do powrotu na trasę narodowego wyścigu?

Na 70 procent pojadę. Wszystko wskazuje na to, że stawimy się całą trójką, z Maciejem Bodnarem i Pawłem Poljańskim. Tour de Pologne będzie jednak jednym z etapów przygotowań do Vuelta a Espana i mistrzostw świata, dlatego nie będziemy w stuprocentowej formie. Ale to nie znaczy, że nie spróbujemy powalczyć o zwycięstwo. Sezon pokaże. Myślę, że więcej będziemy w stanie powiedzieć po Giro.

To pana trzeci sezon w grupie Bora-Hansgrohe. Podoba się panu niemiecka przewidywalność i solidność?

Rzeczywiście, są poukładani, ale też potrafią zrozumieć człowieka i nie zamykają się na zmiany. Atmosfera w zespole jest wspaniała. Nie ma zawiści. Wszyscy się wspierają, cieszą z wyników kolegów i gratulują sobie dobrych startów. Panuje przekonanie, że jesteśmy rozliczani jako drużyna.

A jak się panu współpracuje z młodszymi kolegami z Niemiec? Emanuel Buchmann, Pascal Ackermann i Maximilian Schachmann odgrywają coraz ważniejsze role w waszym zespole.

Emanuel zajął właśnie czwartą pozycję w Abu Zabi. Wkrótce o całej trójce powinno być głośniej. Są młodzi... W sumie ja też stary jeszcze nie jestem. Na pewno bardziej doświadczony i wytrwały. We wrześniu skończę 30 lat. Czas leci szybko. Ale podsumowań nie robię.

Jak przyjął pan informację o wycofaniu się od przyszłego sezonu Sky ze sponsorowania grupy kolarskiej, która zdominowała zawodowy peleton?

Myślę, że taki zespół nie będzie miał problemów ze znalezieniem nowego sponsora.

Do grona ekip World Tour dołączyło CCC. Pan miał ofertę z polskiej grupy.

Zawsze miło dostać propozycję z polskiej drużyny, ale miałem już podpisany kontrakt z Bora-Hansgrohe. Dzięki temu mam spokojną głowę. Nie nakładam na siebie żadnej presji.

Myśli pan o przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Tokio?

Selekcjoner już do nas dzwonił. Przydałoby się wcześniej przetestować trasę, tak jak przed Rio. Wtedy jednak zrobiliśmy to w styczniu, w Tokio tak się raczej nie da. Najważniejsze, by były góry i słońce.

Inne sporty
Super Bowl. Wysokie loty Orłów
doping
Zielony ład w kolarstwie. Tlenek węgla oficjalnie zakazany
Inne sporty
Finał Super Bowl. Zwycięzca bierze wszystko
Inne sporty
Za bardzo lewicowy. Martin Fourcade wycofuje swoją kandydaturę
Inne sporty
Polskie kolarstwo. Nadzieja w kobietach i Stanisławie Aniołkowskim