Eisenbichler doczekał sezonu, w którym spełnia marzenia – w Innsbrucku został indywidualnym mistrzem świata, w Planicy w końcu wygrał konkurs Pucharu Świata. Na podium stanął dziesiąty raz, ale wreszcie poczuł jak smakuje pucharowe zwycięstwo.
Tak jak powszechnie sądzono, Niemiec walczył o ten sukces przede wszystkim z Kobayashim. Zdobywca Pucharu Świata w pierwszej serii wydawał się poza zasięgiem – lot na odległość 242 m oznaczał prowadzenie o 11,6 pkt przed Eisenbicherem i 13,4 pkt. przed Żyłą, ale w drugiej serii niemiecki skoczek w trudnych warunkach znów skoczył bardzo daleko, jego japoński rywal o 13 m bliżej i kolejność na szczycie tabeli się zmieniła.
Piotr Żyła był w drugiej serii ponownie najlepszym z Polaków, ładnie obronił trzecie miejsce przed atakiem Słoweńców Timiego Zajca i Domena Prevca. Pozostali Polacy skakali ze zmiennym powodzeniem – Dawid Kubacki zaczął od 14. pozycji, awansował na 7., Jakub Wolny – piąty po świetnym pierwszym skoku (235,5 m – kolejny rekord życiowy), w drugim uległ wiatrowi i spadł na 12. miejsce.
Kamil Stoch nie błyszczał, dwa w miarę porządne, ale dość krótkie skoki w okolicach 210 m dały mu miejsce w drugiej dziesiątce. Maciej Kot skoczył tylko raz, 197 m to była odległość nie dająca awansu do serii finałowej. Po tej próbie Polak zakończył trudny, pełen rozczarowań sezon.
Najważniejsze klasyfikacje PŚ niemal nie drgnęły: walki o wielką Kryształową Kulę nie ma, nie będzie też walki o drugie miejsce, bo Kamil Stoch traci już za dużo punktów do Stefana Krafta. Puchar Narodów jest już niemal polski, Niemcy i Japonia utrzymują miejsca na podium.