Tylko trener Niemców Stefan Horngacher mógł wiedzieć, że w Karlu Geigerze drzemią takie lotnicze umiejętności. Dostrzegł je w 27-letnim skoczku z Oberstdorfu, choć wcześniej nikt ich nie widział. Geiger był od dwóch lat mocnym członkiem reprezentacji Niemiec, zdobywał medale najważniejszych imprez, ale indywidualnie, na skoczni mamuciej – nigdy.
W sobotę po południu na Letalnicy wiele się działo, poza tym, że nie dało się zmienić kolejności na podium ustalonej w piątek po dwóch seriach. Co więcej, po pierwszej sobotniej serii klasyfikacja całej pierwszej dziesiątki niemal nie drgnęła, jedynie Andrzej Stękała awansował z dziesiątego na dziewiąte miejsce, tuż za Piotra Żyłę i Kamila Stocha, przed Jewgienija Klimowa.
Lider – Karl Geiger – oddał najdłuższy skok (240,5 m) i zyskał parę punktów nad Halvorem Egnerem Granderudem (239) i Markusem Eisenbichlerem (234,5). Wyjaśniło się także, że w walce o medale został jeszcze tylko Michael Hayboeck (237,5).
Druga seria przyniosła emocje, ale takie, że Klimow z powrotem odebrał dziewiąte miejsce Stękale, a potem każdy kolejny skoczek wychodził na prowadzenie, czyli kolejność ani drgnęła. Warto było jednak oglądać próby ataków, nawet nieudanych. Najbardziej efektowną wykonał Granerud, skoczył 243 m (poprawił rekord życiowy) i czekał z nadzieją w oczach na ostatni skok.
Geiger wytrzymał presję, uzyskał wprawdzie 231,5 m, sporo mniej od Norwega, lecz przeliczniki i przewaga Niemca wystarczyła na 0,5 pkt. końcowej przewagi, można rzec, że wygrał o 42 cm. Trener Horngacher może być dumny, potwierdził, nie pierwszy raz, że ma oko do takich odkryć.