Hannu Lepistoe, fiński trener polskich skoczków, pytany ostatnio co sądzi o formie Małysza, powiedział, że zwyżkuje i można się spodziewać coraz lepszych skoków. Zaraz jednak dodał, że nie obiecuje sukcesów, bo w tym sporcie niczego nie można przewidzieć.
Po kwalifikacjach do niedzielnego konkursu indywidualnego w Willingen Fin powinien być umiarkowanie zadowolony z dyspozycji swojego najlepszego skoczka. Małysz skoczył 138,5 metra i zajął piąte miejsce. Wyprzedzili go Niemiec Michael Uhrmann (142 m), Słoweniec Jernej Damjan (141), Fin Harri Olli (141,5) i Norweg Bjoern Einar Romoeren (140), a z tych, którzy nie muszą się kwalifikować, tylko Austriacy Andreas Kofler (143,5) i Thomas Morgenstern (141) oraz Szwajcar Andreas Kuettel (139).
Zwycięzca drugiego konkursu w Libercu, Norweg Anders Jacobsen skoczył tyle co Małysz – 138,5 metra. Biorąc pod uwagę fakt, że Polak niewiele bliżej lądował na treningach, można zaryzykować twierdzenie, że jego forma rośnie, ale w stopniu, który nie gwarantuje sukcesu na Muelenkopfschanze, gdzie przed laty skoczył 151,5 metra. W piątek na drugim treningu tak daleko latał tylko Austriak Gregor Schlierenzauer (151 m), który otarł się o rekord skoczni należący do Fina Janne Ahonena (152 m).
Ciekawe, że Schlierenzauer nie potwierdził swych ogromnych możliwości w kwalifikacjach, skacząc w grupie dziesięciu skoczków, którzy mają zapewniony udział w konkursie. 131 metrów to wynik gorszy od tego, który uzyskał 17-letni Maciej Kot, szesnasty w kwalifikacjach. Kot skoczył 132 metry i bardzo długo był w ścisłej czołówce. Hula lądował pięć i pół metra bliżej i zajął 31. miejsce. W konkursie zabraknie tylko Stocha (120,5 m), który był 43.
Ci, którzy liczyli na zadyszkę Morgensterna, czują się zawiedzeni. Lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata nie zwalnia tempa, a jego drugi treningowy skok (146 m) z niższej belki niż Schlierenzauer był perfekcyjny. Bardzo prawdopodobne, że już w Willingen zdobędzie Kryształową Kulę.