W piątek wydawało się, że straciła formę, gdy bez sukcesu zakończyła rywalizację w sprincie. Nazajutrz zachwytom nie było końca, bo największe gwiazdy kobiecych biegów nie miały z Justyną Kowalczyk żadnych szans, gdy przyszło do rywalizacji na dystansie 10 km.
– Nie wiem, czy jestem w życiowej formie. Nie znam odpowiedzi na tak postawione pytanie. Zobaczymy w Libercu – mówi polska biegaczka i zaprzecza, że zrezygnowała ze startu w sprincie na rozpoczynających się w środę mistrzostwach świata.
– Na pewno nie pobiegnę w sprincie drużynowym, ale indywidualnie wszystko jest możliwe. Decyzję podejmiemy wspólnie z trenerem już na miejscu – powiedziała Justyna Kowalczyk „Rz”, jadąc z Valdidentro (Włochy) do Liberca.
Jej sobotnia wygrana musiała zrobić wrażenie na rywalkach. To piąte zwycięstwo Polki w PŚ, trzecie w tym sezonie i 18. miejsce na podium w karierze. Kowalczyk była pierwsza na wszystkich punktach kontroli czasu. Po 3,1 km wyprzedzała Norweżkę Kristin Steirę o 2,4 sekundy. Na drugim punkcie kontroli (6,4 km) ze stratą 6,3 sekundy biegła za nią Włoszka Marianna Longa. I tak już zostało do końca, z tą różnicą, że na mecie Polka miała ponad 12 sekund przewagi nad najgroźniejszą w tym dniu rywalką. Trzecia była Słowenka Petra Majdić, która w piątek po raz piąty w tym sezonie wygrała sprint.
Tym razem dalej niż zwykle były słynne Finki, liderka Pucharu Świata Aino-Kaisa Saarinen (siódma) i najbardziej utytułowana zawodniczka poprzednich mistrzostw świata (trzy złote medale), jej rodaczka Virpi Kuitunen, dziesiąta na mecie.