Nie było wątpliwości, kto jest najlepszy. Worley wygrała oba przejazdy. Maze, liderka Pucharu Świata, mistrzyni świata w tej konkurencji sprzed dwóch lat, i już oficjalna właścicielka małej Kryształowej Kuli w slalomie gigancie, przegrała z pokrytą szorstkim lodem górą Planai i rywalką.
Pierwszy przejazd od razu oddzielił czwórkę, która mogła walczyć o medale, od pozostałych. Pułapki trasy, z wyraźną dziurą w śniegu koło jednej z bramek w połowie stoku, nie zaskoczyły jednak tylko Worley. Francuzka prowadziła ze znaczną przewagą. Tina Maze, wyraźnie skrzywiona na mecie, miała czwarty czas, szansa na podium jeszcze istniała, ale czy na złoto, były wątpliwości. Słowenka pojechała po raz drugi tak, jak oczekiwano. Na dwie Austriaczki Anna Fenninger i Kathrin Zettel wystarczyło, na Tessę Worley już nie.
Mistrzyni to żołnierz francuskiej armii, talent do wszystkich konkurencji, jednak do giganta zdecydowanie największy. Nazwisko ma po ojcu Australijczyku, urodziła się jednak w Sabaudii, tylko latem jeździ na narty do Nowej Zelandii, mieszka w ojczyźnie matki.
Trzy Polki nie zakwalifikowały się do drugiego przejazdu. Najbliżej była Agnieszka Gąsienica-Daniel, zajęła 33. miejsce.
Dziś w Schladming męski slalom gigant. Kandydat do złota jest jeden – Amerykanin Ted Ligety, mistrz supergiganta i superkombinacji. Jeśli wygra trzeci raz, naprawdę będzie super.