Po udanych kwalifikacjach i awansie dziesięciu polskich skoczków do głównego konkursu wydawało się, że atut własnej skoczni działa. Podziałał, lecz umiarkowanie – Polacy skakali równo, dość pewnie, lecz trochę gorzej od najlepszych, niekiedy z powodu niekorzystnego wiatru, czasem ze swojej winy.
Podmuchy nie pozwoliły na poprawkę w drugiej serii, zatem konkurs w Wiśle rozstrzygnęli ci, którzy są mocni tej zimy i potrafili w trudnych warunkach skakać około 130 m: mistrz Turnieju Czterech Skoczni Kraft, Peter Prevc i Severin Freund.
Więcej polskich emocji na Skoczni im. Adama Małysza przyniosły poranne kwalifikacje. Wygrał je efektownie Maciej Kot (134,5 m) przed Piotrem Żyłą (133,5), a Kamil Stoch, już z nazwą nowego sponsora na kasku (na puste miejsce po 4F zgłosiła się firma Atlas), poleciał z małą pomocą wiatru 139,5 m. Lądowanie podparł, poprawki rekordu należącego wciąż do Krafta (139) nie zapisano.
Adam Małysz wszystko widział, pech w Rajdzie Dakar oznaczał obecność mistrza z Wisły wśród byłych kolegów.
Anders Bardal skoczył 140 m, ale tak nieszczęśliwie upadł, że złamał lewy nadgarstek i przez chwilę stracił przytomność. W szpitalu potwierdzono złamanie i Norweg wraca do kraju. Przerwę Bardala w startach ocenia się na trzy–cztery tygodnie. Może do mistrzostw świata w Falun się zagoi.