Daleka podróż posłużyła polskim skoczkom. W niedzielę Kamil Stoch prowadził po pierwszej serii. Zdeklasował konkurentów, lądując na 140 m (punkt konstrukcyjny skoczni to 120 m). Wyrównał rekord, który ustanowili Norweg Roar Ljoekelsoey (2006) i Austriak Andreas Kofler (2014).
Jednak imponująca odległość nie przełożyła się na zdobycz punktową. Polak startował z wyższej belki, a i wiatr był dla niego łaskawszy niż dla rywali. Dlatego na półmetku jedynie o 0,6 pkt wyprzedzał Petera Prevca (Słowenia) oraz o 1,1 pkt Andersa Fannemela (Norwegia). Obaj uzyskali 135 m.
To między nimi miała się rozstrzygnąć walka o zwycięstwo. Jednak wiatr na skoczni Okurayama był w niedzielę wyjątkowo kapryśny. Po imponujących skokach w pierwszej serii w drugiej zawodnicy z czołówki mieli problemy, by uzyskać 130 m. Tę granicę zdołał pokonać jedynie Roman Koudelka (132 m). Czech, który po pierwszej serii był czwarty, został liderem i nie oddał prowadzenia. To jego czwarta wygrana w tym sezonie.
Stoch skoczył 125,5 m, dzięki czemu zajął drugie miejsce. Dwukrotny złoty medalista z Soczi po raz drugi w tym sezonie PŚ stanął na podium. Poprzednio tydzień temu, gdy triumfował w Zakopanem. Poza Stochem w pierwszej „30" znalazło się jeszcze czterech Polaków. Piotr Żyła był 11., Maciej Kot 24., Jan Ziobro 29., a na 30. pozycji zawody zakończył Aleksander Zniszczoł.
Ten ostatni po dwóch skokach był dziesiąty, jednak radość trwała krótko, ponieważ został zdyskwalifikowany. Sędziowie orzekli, że buty Polaka były niezgodne z regulaminem. Jego drugi skok anulowano i Zniszczoł spadł na 30. miejsce.