Określano ją największym talentem polskich biegów narciarskich. Jej kariera rozwijała się niezwykle dynamicznie. Z dnia na dzień stawała się coraz silniejsza, szybsza, wytrzymalsza i pewniejsza siebie. Chociaż niektórzy woleli być ostrożni ze stawianiem młodej narciarki na piedestale. Nieraz bywało, że o zawodnikach, którzy dopiero przekraczali próg poważnej kariery, mówiono jako o tych, którzy z igrzysk mają przywozić worki medali, ale potem gdzieś znikali. I jak szybko ich gwiazda rozbłyskała, tak samo prędko o nich zapominano.
Ale Sylwia Jaśkowiec udowodniła, że opinie trenerów i fachowców nie są jedynie pustymi słowami. W 2009 roku w Praz de Lys – Sommand na mistrzostwach świata młodzieżowców (do lat 23) zdobyła dwa złote medale. Była najszybsza na 10 km stylem dowolnym oraz w biegu łączonym na 15 km. W sprincie stylem klasycznym nie startowała.
Rok później, w czasie igrzysk olimpijskich w Vancouver, Sylwia Jaśkowiec jeszcze nie miała zdetronizować dotychczasowych mistrzyń. Oczekiwano od niej, że pokaże, że w przyszłości jest w stanie walczyć z najlepszymi. Po części plan udało się zrealizować. Razem z Justyną Kowalczyk, Pauliną Maciuszek i Kornelią Marek (dziś Kubińską) zajęła szóste miejsce w sztafecie 4x5 km. Wynik anulowano z powodu wykrycia niedozwolonych środków w organizmie Marek.
Występ Jaśkowiec nie był może fenomenalny, ale na pewno zadowalający. Spodziewano się, że Justyna Kowalczyk, która w Vancouver zdobyła swoje pierwsze olimpijskie złoto, w Soczi będzie miała godną siebie partnerkę. Wszystko szło w jak najlepszym kierunku. Jednak wtedy zdarzyło się coś, co przerwało rozwój bardzo dobrze zapowiadającej się kariery.
Latem, podczas przygotowań do sezonu 2010/2011, Sylwia Jaśkowiec miała wypadek. Trenowała na nartorolkach na drodze publicznej. W pewnym momencie drogę zajechał jej autobus. By uniknąć zderzenia, zawodniczka zjechała do rowu. Uderzyła w słup i złamała rękę. Jak się potem okazało, był to początek dwuletniej przerwy w sportowym życiorysie. Najpierw musiał czekać aż wszystko wróci do normy i poddać rehabilitacji. Niestety, ręka nie zrosła się jak należy. To zapowiadało ciąg dalszy rekonwalescencji i kolejny stracony rok.