To był pojedynek wartowników. 25-letni Geoghegan Hart miał wspierać we Włoszech lidera grupy Ineos Grenadiers Gerainta Thomasa, ale ten na początku wyścigu poślizgnął się na bidonie i połamał miednicę. 24-letni Australijczyk Jai Hindley pracował jako przyboczny Wilco Keldermana w Team Sunweb. – Wypruję dla niego płuca za wszystkie przykrości, jakich doznał w karierze – zapewniał, a później Holendrowi odjechał.
Geoghegan Hart i Hindley najpierw w wielkim stylu wdrapali się na Stelvio, czyli dach wyścigu, a dwa dni później najlepiej przetrwali etap z trzema podjazdami do kurortu w Sestriere. Pokonali na rowerze ponad 3 tysiące kilometrów, w 85 godzin i przed ostatnim etapem – jazdą indywidualną, pojedynkiem z zegarem – mieli identyczny czas. Nigdy wcześniej w żadnym wielkim tourze takiej sytuacji nie było.
Niedziela w Mediolanie miała doprecyzować niedomówienia w klasyfikacji generalnej, a okazała się bitwą o wszystko, choć kolarze dopiero co zamknęli alpejski tryptyk – przez cztery dni pokonali 16 kilometrów w pionie. Koszmar przeżyli dawni mistrzowie: 35-letni Vincenzo Nibali i 37-letni Domenico Pozzovivo.
– Nadeszła zmiana generacji, nie ma już miejsca dla takich nestorów jak ja – mówił ten pierwszy po wspinaczce na Stelvio. Peleton faktycznie przeżywa młodzieżową rewolucję, bo Geoghegan Hart i Hindley na liście bohaterów sezonu dołączyli do Słoweńca Tadeja Pogačara (22 lata), Szwajcara Marca Hirschiego (22), Belga Remco Evenepoela (20) czy Holendra Mathieu van der Poela (25).
Rafał Majka w kluczowym momencie nie wytrzymał tempa młodych wilków i zajął 12. miejsce. – Problemy, z którymi zmagałem się przez ostatnie dni, sprawiły, że nie mogłem podjąć walki. Myślałem nawet o wycofaniu się, ale poddanie dwa dni przed końcem byłoby pójściem na łatwiznę – wyjaśniał na Twitterze.