Reklama

Jonas Vingegaard z szansami na wygraną w Tour de France. Zaczęło się przy kościele w Kościelisku

Jonas Vingegaard może przełamać hegemonię Słoweńca Tadeja Pogacara. O tym, czy Duńczyk wygra, zadecydują Pireneje i sobotnia czasówka.

Publikacja: 19.07.2022 03:00

Jonas Vingegaard rok temu w Tour de France przegrał tylko z Tadejem Pogacarem, teraz może z nim wygr

Jonas Vingegaard rok temu w Tour de France przegrał tylko z Tadejem Pogacarem, teraz może z nim wygrać

Foto: AFP

Trzy lata temu Vingegaard odniósł pierwsze zwycięstwo w wyścigu rangi World Tour, podczas Tour de Pologne, przy kościele św. Kazimierza Królewicza w Kościelisku. Wygrał najtrudniejszy etap – z Zakopanego do Kościeliska. Podczas dekoracji, gdy założył żółtą koszulkę lidera, nawet jak na kolarza wydawał się zbyt drobny, podczas konferencji zbyt nieśmiały, by można było mu wróżyć wielką przyszłość.

– Nie lekceważcie go, pracujemy nad nim, to nasza przyszłość, kryje się w nim bestia – mówił wtedy dziennikarzom polski masażysta grupy Jumbo - Visma Michał Szyszkowski. Kolejny etap Tour de Pologne nie potwierdził tej prognozy. Vingegaard spadł na 26. miejsce, choć miał jechać po zwycięstwo w całym wyścigu.

02' 22''

taką przewagę ma Jonas Vingegaard nad Tadejem Pogacarem

Szefowie holenderskiej grupy właśnie z Tour de Pologne uczynili poligon doświadczalny dla Duńczyka. Znali jego możliwości fizyczne, ale też wiedzieli, że słabo radzi sobie z presją. Zatrudnili psychologa, oddelegowali specjalnie do niego trenera kolarskiego (Tima Heemskerka), który spędzał na rozmowach z nim długie godziny. Wszystko po to, aby w decydujących momentach nie zaprzepaszczał swoich szans.

W czwartek na jednym z najtrudniejszych etapów Tour de France Vingegaard znów miał wielką okazję. Na alpejską przełęcz Granon wspinał się wspólnie z – wydawało się niezagrożonym – liderem wyścigu Pogacarem i jego pomocnikiem Rafałem Majką. Zaryzykował i oderwał się od tej dwójki. – Wiedziałem, że jeśli nie spróbuję, to nigdy nie wygram. Drugie miejsce też jest dobre, ale miałem je już w zeszłym roku. Chciałem spróbować powalczyć o zwycięstwo. I zrobiłem to – mówił po finiszu na Granon.

Reklama
Reklama

Dziennik „L’Equipe” ten etap nazwał „kolarskim arcydziełem”, a wyczyn Vingegaarda więcej niż spełnieniem marzenia. Duńczyk zwalczył własne demony, pokonał kolarza, którego wydawało się, że nikt nie pokona. Pogacar wygrał dwie ostatnie edycje Tour de France, w tym roku był pierwszy na dwóch etapach. Wcześniej zwyciężył w wieloetapowych wyścigach: Dookoła Emiratów Arabskich, Tirreno-Adriatico, Dookoła Słowenii. Triumfował we włoskim klasyku Strade Bianche.

1 raz

kolarz z Danii wygrywał dotąd Tour de France

Był nim w 1996 roku Bjarne Riis.

Vingegaard przez kolejne etapy touru nie odstępował Słoweńca nawet na pół koła. Ma 2 minuty 22 sekundy przewagi nad Pogacarem. To solidna zaliczka, by móc w niedzielę cieszyć się na Polach Elizejskich.

Do zakończenia wyścigu zostało sześć etapów, w tym dwa (środa i czwartek) w Pirenejach, z siedmioma premiami górskimi, w tym dwoma „poza kategorią”. Przedostatniego dnia kolarzy czeka 40-kilometrowa czasówka z metą w Rocamadour w Oksytanii.

Mimo że Vingegaard wygląda teraz na najmocniejszego kolarza w peletonie, to jednak sam tak trudnego wyścigu nie wygra. Bardzo liczy się siła drużyny, a zespół Duńczyka poniósł w ostatnich dniach ogromne straty. W niedzielę wycofał się z wyścigu Słoweniec Primoż Roglić, który pierwotnie miał być liderem zespołu Jumbo-Visma, ale ostatecznie stał się pomocnikiem Vingegaarda. To właśnie Roglić umożliwił  Duńczykowi atak na Granon. Z powodu upadku nie jedzie doświadczony Holender Steven Kruijswijk.

Dla lidera Touru te straty przed decydującym tygodniem są ogromnym ciosem. – Utrata dwóch tak silnych kolarzy może zmienić cały wyścig – powiedział belgijski kolarz Jumbo-Visma, Wout van Aert. Ale grupa Pogacara UAE Emirates też jedzie już bez dwóch dobrych zawodników. Przed startem uważana była za drużynę nieco słabszą, ale teraz siły się wyrównały.

Reklama
Reklama

Jeśli 25-letni Vingegaard zachowa żółtą koszulkę do Paryża, będzie drugim Duńczykiem, który wygra Tour de France. Pierwszym był Bjarne Riis w 1996 roku. Mimo że – jak się później okazało – wygrywał z krwią zagęszczoną jak smoła od stosowania EPO, pozostał do dziś na liście zwycięzców. Jednak nawet w ojczyźnie nikt nie uważa go za kolarskiego bohatera.

W 2007 roku bliski triumfu był Magnus Rasmussen. Mimo że prowadził w wyścigu, jego grupa Rabobank (jej spadkobiercą jest Jumbo-Visma) wycofała go z rywalizacji w obliczu skandalu dopingowego. Okazało się, że Rasmussen nie podawał miejsc swojego pobytu kontrolerom dopingowym podczas przygotowań do sezonu.

Vingegaard, który jeszcze kilka lat temu sortował ryby w fabryce i po pracy odbywał kilkugodzinne treningi, pisze nowy rozdział w historii duńskiego kolarstwa. Najważniejsze, że dopingowych podejrzeń wobec niego nie ma i oby nigdy nie było.

Wioślarstwo
Polskie wiosła na fali. Nasi medaliści wrócili z mistrzostw świata w Szanghaju
Inne sporty
Kolejny sukces Polaków w Himalajach. Andrzej Bargiel zjechał na nartach z Everestu
Wspinaczka
Aleksandra Mirosław znów pobiła rekord świata. Złamanie magicznej granicy coraz bliżej
Inne sporty
Ciężar życia i okruchy szczęścia. Recenzja biografii Agaty Wróbel
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Inne sporty
Polski zespół pojedzie w Rajdzie Dakar Classic legendarną ciężarówką
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama