Kolarz grupy Lotto-Soudal jest drugim Belgiem, który zwyciężył w naszym narodowym wyścigu. Dziewięć lat temu triumfował Johan Vansummeren, także z grupy Lotto.
Dyrektor Czesław Lang powtarza, że to nie kolarze tworzą wyścig, ale wyścig kolarzy. Vansummeren kilka lat po TdP wygrał Paryż – Roubaix. Przeszedł więc do legendy dyscypliny nie tylko w Belgii, gdzie kolarstwo kocha się najbardziej. Wellens ma już za sobą zwycięstwo etapowe w Giro d'Italia, w wyścigu Paryż – Nicea, dwie wygrane w Eneco Tour, a teraz triumf w Tour de Pologne i przyszłość przed sobą – w maju skończył dopiero 25 lat. Jak na kolarza jest wciąż żółtodziobem.
Wygrana Wellensa nieco przypomina jednak zwycięstwo skoczka narciarskiego po pierwszej serii skoków i odwołaniu drugiej. Żółtą koszulkę na Rynku Głównym w Krakowie po ostatnim etapie Belg założył dzięki nieprawdopodobnej odporności na deszcz i zimno, także dzięki odwadze.
W sobotę wygrał najtrudniejszy w ostatnich latach etap polskiego wyścigu odbywający się przy temperaturze poniżej 10 stopni, z lejącym jak z cebra deszczem. Zyskał wtedy ponad 4 minuty przewagi nad kolejnym rywalem. Inni nie wytrzymywali, poddawali się (aż 80 zawodników), inni bali się jechać w takich okolicznościach na całego. W niedzielę nie było jak zniwelować strat, bo Lang ze względu na warunki atmosferyczne – jeszcze gorsze niż w sobotę – anulował jazdę wokół Bukowiny. Poniedziałkowa czasówka zwycięzcy całego wyścigu zmienić nie mogła. Wellens wygrał Tour de Pologne z ogromną przewagą 4,22 nad Włochem Davide Formolo.
Najlepszym z Polaków był Paweł Cieślik, 30-letni kolarz z grupy Verva Active Jet, ale zajął dopiero 19. pozycję ze stratą 13 minut. To marny wynik polskich reprezentantów, których wystartowało aż 24. Michał Kwiatkowski ukończył wyścig dopiero na 34. pozycji. Z Polaków był przed nim jeszcze Maciej Paterski.