Na liście startowej kobiecego slalomu było 107 nazwisk, organizatorzy odwołali zatem piątkowe kwalifikacje, by nie mnożyć trudów rozgrywania dodatkowego wyścigu w celu wyeliminowania siedmiu uczestniczek. W sobotę o 10 rano na historycznym stoku Druscié A (pamiętającym igrzyska z 1956 roku) był zatem tłok, ale każdy zorientowany wiedział, kto naprawdę liczy się w tej konkurencji.
Pierwszy przejazd był popisem mistrzyni świata w wyścigu równoległym Kathariny Liensberger oraz srebrnej medalistki w kombinacji Petry Vlhovej. Austriaczka wyprzedziła Słowaczkę o 0,30 s – to nie była ogromna różnica, ani wielka niespodzianka, choć w Pucharze Świata wśrod slalomistek kolejność jest odwrotna. Zaskakująco wiele straciły jednak następne mistrzynie krótkich nart: Wendy Holdener (1,24 s) i broniąca tytułu z Aare Mikaela Shiffrin (1,30 s), ale wciąż oznaczało to wysoką trzecią i czwartą pozycję.
W drugim przejeździe długo prowadziła Słowenka Andreja Slocar. Zaatakowała jednak z 17. miejsca, więc w końcu musiała ulec wskazówkom zegara, choć opierała się dzielnie, aż do przejazdu ostatniej czwórki. Shiffrin pojechała wolniej od Słowenki, nie było widać w jej jeździe znanej lekkości, lecz suma czasów dała jej prowadzenie. Wendy Holdener ruszyła bardziej dynamicznie niż Mikaela, ale w drugiej części trasy Szwajcarka też nie odnalazła zwycięskiego rytmu, Amerykanka miała więc gwarancję czwartego medalu w Cortinie – drugiego brązowego.
Kolejna była Vlhova, liderka PŚ. Może nie jechała pięknie i miękko, ale dynamika też może być skuteczna – na mecie Słowaczka miała aż 0,98 s przewagi nad Mikaelą Shiffrin. Liensberger miała pewien zapas, ale wydawało się, że na trasie rozjeżdżonej przez 29 rywalek zadanie nie będzie łatwe.
Dała radę i to w wielkim stylu: chwilę po starcie już nadrobiła kilka setnych i z każdym metrem stoku oraz pokonanym skrętem przewaga rosła: 0,36–0,57-0,66 s. Ten taniec między tyczkami musiał się podobać, na mecie Austriaczka miała równo sekundę przewagi nad wielką Petrą, wygrała oba przejazdy, nikt nie miał wątpliwości, że tytuł poszedł w godne ręce.