W ostatnim czasie zawodowy peleton nie obsypywał Słowaka pochwałami. Dyrektorzy sportowi i rywale czasami z gorzką ironią, ale i nieukrywaną satysfakcją mówili, że poza trzema tytułami mistrza świata Sagan nie osiąga sukcesów na miarę swojego statusu. Wypomina się mu celebrycką sławę zdobytą dzięki zamieszczanym na kontach społecznościowych filmikom, które oglądają miliony użytkowników. W tle pojawia się także zazdrość o najwyższą pensję wśród kolarzy. W niemieckiej grupie Bora-Hansgrohe Sagan zarabia 6 milionów euro rocznie, dużo więcej niż w Team Sky czterokrotny zwycięzca Tour de France Brytyjczyk Christopher Froome.
103 zwycięstwa, jakie odniósł 28-letni kolarz z Żiliny obecnie mieszkający w Monte Carlo, wcale nie wystarczą, by oddalić od siebie krytykę. Jego włoski konkurent Filippo Pozzato powiedział niedawno, że „Sagan z powodzeniem umie przegrywać". Pewny siebie Słowak nic sobie nie robi z tego braku łaski w peletonie, przynajmniej takie sprawia wrażenie. Na jedną z podobnych krytycznych uwag odpowiedział słowami nieżyjącego lidera grupy Nirvana Kurta Cobaina: „Śmieją się ze mnie, bo nie jestem taki jak oni, a ja się śmieję z nich, bo oni są wszyscy tacy sami".
Ten dystans wobec Sagana kolarscy specjaliści tłumaczą brakiem osiągnięć w najważniejszych wiosennych wyścigach. Milan–San Remo, nazywanego często wiosennymi mistrzostwami świata, Tour des Flandres, wycieńczającego klasyku po brukach, z morderczymi podjazdami, i Paris–Roubaix, mitycznego wydarzenia w świecie kolarskim z blisko 60-kilometrowymi odcinkami po kocich łbach. Przed niedzielnym wyścigiem Sagan na 22 starty w tym monumentalnym tercecie odniósł tylko jedno zwycięstwo – w Tour des Flandres w 2016 roku. Jak na faworyta i mistrza świata to – zdaniem krytyków – marny wynik.
W Paris–Roubaix Sagan wystartował wczoraj po raz siódmy. Do tej pory nie wiodło mu się. Tylko raz był w pierwszej dziesiątce. W ubiegłym roku z rywalizacji o zwycięstwo wyeliminowały go dwa defekty, dwa lata temu upadł. Ale nie jest to klasyk, w którym wygrywają najlepsi kolarze w najróżniejszych klasyfikacjach. Ostatnim mistrzem świata, który jako pierwszy przyjechał na betonowy welodrom w Roubaix, był Bernard Hinault w 1981 roku. Tylko sześciu aktualnych mistrzów wygrało do tegorocznej 116. edycji Piekło Północy. Sagan jest dopiero siódmym.
Tym razem nie było błota, deszczu, wielu kraks. Kolarzom dokuczał co najwyżej kurz unoszący się nad 29 brukowanymi odcinkami. W ostatniej fazie wyścigu liczyli się tylko specjaliści od klasyków, sprawdzeni mistrzowie. Sagan miał słuszne obawy przed Holendrem Niki Terpstrą, który tydzień temu wygrał we Flandrii, wcześniej triumfował w E3 Harelbeke.