Reklama

Geraint Thomas triumfuje w Paryżu

Tour de France: Walijczyk Geraint Thomas, dwukrotny mistrz olimpijski w kolarstwie torowym, triumfuje w Paryżu.

Aktualizacja: 29.07.2018 20:06 Publikacja: 29.07.2018 19:34

Geraint Thomas jest trzecim Brytyjczykiem z grupy Sky, który wygrał Tour de France

Geraint Thomas jest trzecim Brytyjczykiem z grupy Sky, który wygrał Tour de France

Foto: AFP

Kluczowe znaczenie miał pierwszy z 21 etapów „Wielkiej Pętli". Nie podjazdy pod słynne alpejskie i pirenejskie szczyty i przełęcze – l'Alpe d'Huez, Toumalet, Aubisque w drugim i trzecim tygodniu wyścigu, ale 201 km między wyspą Noirmoutier a Fontenay-le-Comte w pagórkowatej Bretanii podczas wielkiego otwarcia 105. edycji Tour de France.

Chris Froome, czterokrotny zwycięzca wyścigu, lider imperialnej brytyjskiej grupy Sky, wywrócił się pięć kilometrów przed metą. Nie miał przy sobie pomocników i musiał samotnie doturlać się do mety. Stracił 51 sekund. Z kolarzy grupy Sky bez strat przyjechał do Fontenay jedynie Thomas.

Etap ten naruszył hierarchię w brytyjskim zespole. Wszechmogący menedżer teamu Dave Brailsford stanął przed dylematem, kogo desygnować na zwycięzcę. Froome walczył o piątą wygraną we Francji, trzecie z rzędu zwycięstwo w wielkim tourze.

Schować ambicje

Ale gołym okiem było widać, że Thomas jest w doskonałej formie. Miesiąc przed startem Touru w Bretanii pewnie wygrał generalny sprawdzian – Criterium du Dauphine. Gdyby jednak nie te 51 sekund, które przez zdarzenie losowe zyskał nad kolegą z drużyny na pierwszym etapie, sportowa dyspozycja nie miałaby aż tak wielkiego znaczenia.

Froome jechałby po swoje, a Thomas musiałby zachować swoje ambicje i własną dumę na kolejne wielkie toury. Pod tym względem w Sky obowiązują nienaruszone reguły. Wygrać ma ten, na kogo się stawia przed wyścigiem, kto bardziej służy marce grupy, legendzie wyścigu, a niekoniecznie ten, kto jest lepszy. Przekonał się o tym Froome w 2012 roku, kiedy musiał – nie bez wewnętrznego protestu – bezwzględnie podporządkować się Bradleyowi Wigginsowi, pierwszemu brytyjskiemu zwycięzcy Tour de France.

Reklama
Reklama

Thomas potwierdzał jednak na kolejnych etapach, komu należy się triumf. Uczciwie pracując dla Froome'a, zyskiwał nad nim jednocześnie kolejne sekundy, skutecznie przeciwstawiał się też rywalom z innych grup.

Jednak dopiero w trzecim tygodniu wyścigu został oficjalnie liderem zespołu. Walijczyk zwyciężył w tym roku we Francji w dwóch prowadzonych równolegle wyścigach – jednym wewnętrznym w grupie i drugim na Polach Elizejskich w Paryżu. Holendra Toma Dumoulina wyprzedził o blisko dwie minuty, trzeciego Froome o 2.24.

Gruby torowiec

W siedmiu ostatnich edycjach Tour de France brytyjski kolarz wygrał po raz szósty. Nie trzeba dodawać, że za każdym razem był to zawodnik ze specgrupy Sky, najbogatszej, najlepiej zorganizowanej i zarazem budzącej największe kontrowersje z powodu sposobu działania na styku dozwolonych i niedozwolonych metod.

Thomas jest typowym produktem Sky. Tak mówią o nim nawet Brailsford i trener Tim Kerrison, a także wielu francuskich szkoleniowców. Gospodarze Touru podkreślają, że gdyby ktoś taki jak Thomas pojawił się we francuskim zespole, nikt nie potrafiłby z niego zrobić kolarza na wielkie toury. To kwestia filozofii szkolenia, po prostu nie dostałby swojej szansy.

32-letni zwycięzca Tour de France jest byłym torowcem. Zaczynał karierę na kultowym torze kolarskim Maindy Centre w Cardiff, nieco obskurnym, nierównym, oczywiście betonowym, przypominającym stare brytyjskie stadiony piłkarskie. Tam wygrywał wszystkie lokalne zawody do lat 12. Stamtąd trafił do brytyjskiego centrum kolarskiego w Manchesterze. Przeszedł dobrą szkołę. Zdobył pięć medali mistrzostw świata i dwa złota olimpijskie w jeździe drużynowej na dochodzenie – w Pekinie (2008) i Londynie (2012).

Torowcem był także Wiggins. On też wspólnie z Thomasem zdobywał medale na igrzyskach. W grupie Sky wiedzieli, że nie ma znaczenia, kto gdzie zaczyna profesjonalną jazdę na rowerze, jeśli ma charakter i dobre wyniki badań wydolnościowych.

Reklama
Reklama

Thomas już w tym czasie ścigał się na szosie. Jeszcze jako junior wygrał Paris – Roubaix, w 2007 roku zadebiutował w Tour de France w barwach zespołu Barloword.

– Dawka bólu była dla mnie nie do wytrzymania. W górach jechałem sam z tyłu, w towarzystwie motocykla policyjnego. Marzyłem tylko o tym, by dojechać – wspominał. Przyjechał przedostatni – na 139. miejscu.

Mimo że był już zawodowcem, nie stosował się do zasad profesjonalnego sportu. Co za tym idzie – nie miał sylwetki kolarza uczestniczącego w wielkich tourach. Przy wzroście 183 cm ważył 76 kg. Ale tak to jest, gdy chodzi się do pubów oglądać mecze piłkarskie i rugby. – Jako torowiec byłem gruby. Jak każdy przyzwoity Walijczyk pochłaniałem kwarty piwa. Musiałem dokonać wielkiego wysiłku, żeby schudnąć – opowiadał Thomas.

Z pękniętą miednicą

W tej edycji touru ważył 70 kg. To jego optymalna waga. Radykalna zmiana nastąpiła po igrzyskach olimpijskich w 2012 roku. Wtedy zdecydował, że poświęca się wyłącznie kolarstwu szosowemu. Architektem jego kariery od tego momentu byli Brailsford i Kerrison. Budowali ją etapami. Thomas najpierw miał się wyspecjalizować w wyścigach klasycznych, potem w tygodniowych i na samym końcu w wielkich tourach. Identyczną drogę przeszedł wcześniej Wiggins.

W klasykach Thomas nie radził sobie nadzwyczajnie. Wygrał tylko jeden – E3 Harelbeke w 2015 roku, rok później był za to pierwszy w wieloetapowym wyścigu Paryż – Nicea.

W Tour de France rokrocznie rzetelnie pracował na zwycięstwa Froome'a. Pięć lat temu od pierwszego etapu „Wielkiej Pętli" jechał z pękniętą miednicą i zaciskając zęby, dotarł na Pole Elizejskie. Ale dopiero w 2015 roku zwrócił na siebie uwagę nie tylko poświęceniem, ale i wynikiem. Mimo że oddawał wszystkie siły dla lidera drużyny, do Paryża przyjechał na 15. miejscu, rok później było podobnie. Widać było, że ma ogromne możliwości, ukryte rezerwy. W poprzedniej edycji nosił już żółtą koszulkę, ale upadek na 9. etapie wykluczył go z wyścigu.

Reklama
Reklama

Ten sposób przekształcania kolarza budzi wiele pytań, czasami także wątpliwości. Brytyjscy dziennikarze po zwycięstwie Thomasa na l'Alpe d'Huez wypytywali Kerrisona, jak z torowca tworzy się kolarza zdolnego wygrać najbardziej prestiżowy wyścig świata.

– To było dziesięć lat ciężkiej pracy. Nie ma w tym żadnego sekretu. Najpierw trzeba schudnąć i ciężko trenować, by zachować moc – odpowiedział Kerrison. Kolarze pracują u niego jak w kieracie, bez słowa sprzeciwu. Chudną do granic możliwości i pozostają przy tym silni jak atleci. Szkoleniowiec przekonuje, że innej drogi nie ma. Kolejne zwycięstwo jego wychowanka w Tour de France potwierdza, że ma rację, o ile jego metody są zgodne z regułami czystego sportu. Ujawniane przez hakerów z „Fancy Bears" praktyki, konkluzje brytyjskiego zespołu parlamentarnego na temat praktyk stosowanych w grupie Sky, afera z podwyższoną dawką salbutamolu u Froome'a, nakazują ostrożność.

Co z Kwiatkowskim?

Kerrison jest też głównym trenerem Michała Kwiatkowskiego. Czy również Polak ma szansę w przyszłości stać się kolarzem zdolnym do zwycięstw w wielkich tourach? Taki był cel mistrza świata z Ponferrady, gdy przechodził z zespołu Etixx do Sky. Wciąż dobrze prezentuje się w wyścigach klasycznych, w tym roku odniósł pierwsze zwycięstwo w tygodniowym Tirreno – Adriatico. W Tour de France harował dla drużyny. Miał szansę wykazać się dopiero na sobotniej 31-kilometrowej czasówce i ukończył ją na czwartym miejscu, tuż za najlepszymi zawodnikami tegorocznego Touru.

Zwycięstwo Thomasa daje pewną nadzieję, że w przyszłości Polak może liczyć się także w klasyfikacji generalnej wielkich tourów, choć nie był torowcem. Nie wiadomo jednak, czy Brytyjczycy nie postawią na obiecującego naturalnego „górala", 21-letniego Kolumbijczyka Egana Bernala.

Rozczarowany czuje się Rafał Majka. Miał walczyć o wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej, a ostatecznie zajął 19. pozycję. Majce nie udało się również odnieść zwycięstwa etapowego na górskich etapach.

Reklama
Reklama

Z Polaków wyścig ukończyli jeszcze Maciej Bodnar, Paweł Poljanski i Tomasz Marczyński. W przyszłym roku może być ich więcej, bo w Tour de France zadebiutuje zespół polskiego sponsora, choć nie wiadomo jeszcze z licencją jakiego kraju – CCC. ©?

Wioślarstwo
Polskie wiosła na fali. Nasi medaliści wrócili z mistrzostw świata w Szanghaju
Inne sporty
Kolejny sukces Polaków w Himalajach. Andrzej Bargiel zjechał na nartach z Everestu
Wspinaczka
Aleksandra Mirosław znów pobiła rekord świata. Złamanie magicznej granicy coraz bliżej
Inne sporty
Ciężar życia i okruchy szczęścia. Recenzja biografii Agaty Wróbel
Inne sporty
Polski zespół pojedzie w Rajdzie Dakar Classic legendarną ciężarówką
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama