Po trzech dniach sprinterskiej przystawki przyszła pora na danie główne 75. edycji Tour de Pologne – wtorkowy etap w Szczyrku. Cztery premie górskie I kategorii oraz finałowa, licząca niemal 1200 metrów wspinaczka po wijącym się przez las asfalcie o średnim nachyleniu blisko 12% były doskonałą okazją dla faworytów, by pokazać rywalom miejsce w szeregu. Przed rokiem to właśnie na tym podjeździe losy klasyfikacji generalnej rozstrzygnął Dylan Teuns (BMC Racing). Także i tym razem jego akcje stały wysoko, lecz faworyt był inny – Michał Kwiatkowski.
"Kwiato" przybył nad Wisłę z jasnym celem – wygrania klasyfikacji generalnej wyścigu. Nokautujące uderzenie w kierunku najgroźniejszych rywali mógł wyprowadzić już na czwartym etapie, wykorzystując fakt, że finałowy podjazd niemal idealnie odpowiada jego preferencjom. Na wspinaczkę pod Orle Gniazdo zęby ostrzyli sobie jednak również inni zawodnicy. Obok wspomnianego już Teunsa najgroźniejszym rywalem Polaka wydawał się być Simon Yates (Mitchelton-Scott), a ząb pokazać mogli także Richard Carapaz (Movistar), Sam Oomen (Team Sunweb) czy Davide Formolo (Bora-Hansgrohe).
Mordercza ścianka w Szczyrku wieńczyła zmagania i mogła przynieść znaczące różnice w klasyfikacji, choć także i wcześniejsze podjazdy były dość wymagające. Zawodnicy podjeżdżali z dwóch stron Salmopol (7,3 km, 5% średniego nachlenia oraz 8,6 km, 4,9%) oraz dwukrotnie Zameczek (5,2 km, 5,3% ), a wszystko to skumulowane było na ostatnich 70 kilometrach liczącego 179 kilometrów odcinka. Zanosiło się na prawdziwą kolarską ucztę - relacjonuje Onet.pl.
Niedługo po starcie od peletonu oderwała się trzyosobowa grupka. Znaleźli się w niej: mistrz Słowenii w jeździe indywidualnej na czas, Jan Tratnik (CCC Sprandi Polkowice), Marek Rutkiewicz (Reprezentacja Polski) oraz Bert Van Lerberghe (Cofidis). Trio szybko wypracowało bardzo duży, liczący ponad sześć minut zapas i zgarnęło wszystkie bonusowe sekundy na lotnych finiszach w Mysłowicach, Chełmie Śląskim i Wilamowicach (premie lotne LOTTO w komplecie wygrał tam Tratnik), lecz dla prowadzących główną grupę ekip Sky i Quick-Step Floors jego przewaga stawała się już niebezpieczna. Michał Gołaś i spółka depnęli na pedały, a przewaga błyskawicznie spadła do 4 minut i 40 sekund na 90 kilometrów przed metą.
Już na początku pierwszego podjazdu pod Salmopol opadł z sił Van Lerberghe, który zostawił Rutkiewicza i Tratnika. Duet miał 4 minuty i 15 sekund zapasu nad peletonem i między sobą rozstrzygnął losy pierwszej górskiej premii. Padła ona łupem Słoweńca, podobnie zresztą, jak pierwszy z dwóch podjazdów pod Zameczek (55 km przed finiszem). Na jego szczycie dwójka miała 3 minuty i 10 sekund zapasu. W międzyczasie od peletonu oderwali się: kolarz Lotto Soudal, Sander Armee oraz Hector Carretero (Movistar), ale nie zdołali wypracować sobie znaczącej przewagi i szybko odpuścili.