16 stopni mrozu, silny wiatr i piękne niebieskie niebo. W takich warunkach startowały w Słowenii najlepsze biegaczki świata.
Wśród nich Justyna Kowalczyk, polska królowa śniegu, najlepsza biegaczka minionego sezonu i jedna z faworytek zbliżających się zimowych igrzysk olimpijskich w Vancouver.
Polka sama sprawiła sobie piękny prezent pod choinkę, w sobotę po wspaniałej walce była druga w sprincie, a dzień później wygrała w wielkim stylu bieg na 15 km stylem klasycznym.
Tak biegającej Justyny Kowalczyk nikt nie widział od mistrzostw świata w Libercu, gdzie zdobyła dwa złote medale i jeden brązowy. Przypomniały się słowa trenera Aleksandra Wierietielnego, który mówił przed sezonem, że najlepsza polska biegaczka jeszcze nieraz zadziwi świat. – To, co wyprawiała podczas treningów na Dachsteinie, przechodziło ludzkie wyobrażenie – opowiadał. – Jeżdżę na ten lodowiec od lat i czegoś takiego jeszcze nie widziałem – chwalił Justynę, a przecież na co dzień tego nie robi.
Wiadomo, że biegaczka z Kasiny Wielkiej, gdy jest w formie, może wygrywać na każdym dystansie. Panuje jednak przekonanie, że lepiej spisuje się na długich, ciężkich trasach, a sprinty to raczej specjalność konkurentek, szczególnie Słowenki Petry Majdić.