Loty na mamucie Kulm są w pierwszy weekend po Turnieju Czterech Skoczni i tam austriacki zwycięzca turnieju odbiera hołd. Na żaden inny konkurs w Austrii nie przychodzi więcej kibiców, Kulm to była w sobotę i niedzielę stolica królestwa skoków, które w ostatnich latach daleko uciekło reszcie świata.
Austriackie królestwo zdobywa seriami złote medale, czasami nie dopuszcza nikogo do podium Pucharu Świata, bohaterów ze skoczni dopieszcza pieniędzmi i sławą. Ma w swojej drużynie geniusza skoków, Gregora Schlierenzauera. Chłopaka nazywanego Ikarem, Lekkoduchem, tego który ma pobić wszelkie rekordy skoków. Wygrywa co trzeci konkurs w którym startuje, kilka dni temu skończył 20 lat, a już ma w PŚ 29 zwycięstw, więcej niż jakikolwiek austriacki skoczek. Wszyscy są pewni, że przebije osiągnięcia Mattiego Nykaenena, Janne Ahonena, Adama Małysza. Jest tylko jeden szczegół: wspomniana trójka wygrywała również największe zawody. Schlierenzauer na razie kolekcjonuje zwycięstwa pucharowe. Te w wielkich imprezach (jedyny wyjątek to mistrzostwo świata w lotach, tam zdobył jedyne indywidualne złoto wśród seniorów) mu uciekają. W tym roku hołd w Kulm znów był nie dla niego.
[b]Wyskok z cienia [/b]
W 2009 zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni i jeden ze złotych medali MŚ w Libercu zabrał Schlierenzauerowi Wolfgang Loitzl, najmniej doceniany z austriackiej kadry. W tym roku z cienia Gregora wyskoczył Andreas Kofler, który w karierze wygrał tylko dwa konkursy: pierwszy cztery lata temu, drugi na początku ostatniego turnieju. Uciekł Schlierenzauerowi w Oberstdorfie i już nie dał się dogonić. Młodego geniusza znów zawiodły nerwy.
Kofler to jedyny skoczek, który każdy konkurs obecnego sezonu kończył w czołowej dziesiątce. Jest trzeci w Pucharze Świata, tuż za Schlierenzauerem. I jako jedyny z Austriaków może czekać na igrzyska w Vancouver ze spokojem. On już zrobił swoje, to inni będą pod presją. Pod największą jak zwykle Gregor, który już się przekonał, że co innego zachwycać jako cudowne dziecko, a co innego wygrywać na żądanie. Coraz częściej zdarza mu się głośno krytykować jury, za to że dobrało zły rozbieg, niektórych drażnią jego gesty po zwycięstwach i porażkach. Kofler, zawsze uśmiechnięty, jest bardzo lubiany. Ale może łatwiej lubić kogoś, kto tak rzadko wygrywa.