Były opinie norweskich ekspertów atakujących Kowalczyk, ale i biorących ją w obronę. Były taśmy prawdy z telewizji NRK, na których widać ten moment, gdy Polka robi kilka kroków stylem dowolnym tam, gdzie obowiązywał jeszcze klasyczny. Podobno, podkreślali Norwegowie, na tych taśmach widać naruszenie przepisów wyraźniej, niż na tych, które oglądało jury, gdy tuż po biegu rozgrzeszało Justynę z błędu.
[srodtytul]Balon bez powietrza[/srodtytul]
NRK na swojej stronie internetowej nie nazwała tego zresztą błędem, a oszustwem. A trener kobiecej kadry Egil Kristianssen mówił, że Polka podbiegła łyżwą świadomie i zyskała wtedy większą przewagę niż te pół buta, o które wyprzedziła na mecie Kristin Stoermer Steirę, zabierając jej medal.
Sędziowie biegu zinterpretowali sytuację dokładnie odwrotnie: że Justyna się zagapiła, i nic na tym nie zyskała. – Nie lubimy składać odwołań, ale trzeba przypomnieć jury, czym powinno się zajmować – grzmiał dyrektor sportowy norweskiej kadry Age Skinstad. Zwracał uwagę, że w ostatnim Tour de Ski jury w podobnym składzie wyrzuciło z wyścigu Norweżkę Vibeke Skofterud za krok łyżwowy podczas biegu na 10 km klasykiem.
Termin złożenia apelacji mija dopiero dziś wieczorem, ale już wczoraj powietrze z balonu spuściła Steira. – Nie chcę protestu, nie chcę dostawać medalu pocztą. On nic by dla mnie wtedy nie znaczył – mówiła Norweżka. Od jej decyzji miało wszystko zależeć, więc sprawa jest już zamknięta. Skinstad dodał tylko, że dowody na to, iż sędziowie popełnili błędy, były ewidentne, ale nie chce, żeby za ich pomyłki płaciła Kowalczyk, więc ograniczy się do napisania ostrego listu do jury. – Wybieramy takie wyjście, bo nikt nie rywalizuje tak bardzo fair jak my – podkreślił.