Paweł Wilkowicz z Wisły
Nigdzie indziej zawodnicy nie startują na skoczni imienia kolegi, z którym niedawno rywalizowali, ale nie jest to patron nachalny. Wręcz przeciwnie. Poza plakatem, z którego w centrum miasta zachęca do odwiedzenia galerii ze swoimi trofeami, Adam Małysz raczej stara się nie rzucać w oczy.
Żałował, że przez Dakar ominie go pierwszy konkurs u niego w Wiśle, że akurat gdy oni będą skakać, on będzie wjeżdżał do Chile. Ale może i tak lepiej wyszło. Byłby tu jak miś na Krupówkach, a tego nie znosi.
Samochód rajdowy i Dakar to był sposób, żeby uświetnianie, wspominanie i ściskanie rąk odłożyć na później. Nikomu nie musi przypominać, że bez niego nie byłoby nowej Wisły-Malinki, ani powodu, by Zakopane dzieliło się polskimi konkursami Pucharu Świata z innym miastem.
Nasze Macondo
Miała Wisła szczęście, że trafili jej się w tym samym czasie i Małysz i Jerzy Pilch, który swoje miasto opisuje jak marquezowskie Macondo, gdzie się zdarzają rzeczy magiczne. Tak małe, że wszyscy się tu znają i wszystko o sobie wiedzą, ale wystarczająco duże, żeby pomieścić te legendy, i mniejsze a także większe skocznie.